czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 1 "No to podbijamy Londyn Dani!"

Jeśli to czytasz to zostaw po sobie komentarz :) Dla ciebie to chwila, a dla mnie uśmiech i motywacja :)                                                                                              


                                                                                              "Pożytek przyniesie nam stosowanie zasad, 
                                                                                                             a nie ślepa wobec nich uległość."
                                                                                                                                          Pierre Charron

*z perspektywy Diany…

Gdy tylko promyki słońca zaczęły przedzierać się przez moje białe zasłony, budzik zaczął odgrywać swój "koncert", którego szczerze nienawidziłam. Twardo zaciskając powieki zaczęłam szukać ręką źródła mieszanki uciążliwych dźwięków. W końcu walnęłam ręką o komodę, dzięki czemu zegarek wylądował na podłodze, a muzyka ucichła. Uśmiechnięta przekręciłam się na drugi bok z zamiarem dalszego zaśnięcia, ale uświadomiłam sobie jaki dzisiaj jest dzień. Jak oparzona wstałam z łóżka i podbiegłam do szafy i wyciągnęłam pierwsze lepsze, ale pasujące do siebie rzeczy:



Pobiegłam do łazienki zdejmując naraz z siebie krótkie spodenki i kolorową bluzkę. Weszłam pod zimny prysznic, by się rozbudzić. Mniej więcej "trzeźwa" wyszłam z kabiny i wytarłam swoje ciało
milutkim, białym ręcznikiem. Sucha założyłam wcześniej przygotowane rzeczy i zabrałam się za rozczesywanie moich lekko kręconych, brązowych kłaków, potocznie zwanych "włosami".
Zostawiłam je rozpuszczone, po czym chwyciłam czarną kredkę do oczy i aż pisnęłam, gdy udało mi się zrobić nienagannie prostą kreskę, użyłam jeszcze tuszu do rzęs i kremowego błyszczyka.
Wychodząc z łazienki wzięłam swoją dużą, czarną torbę i zbiegłam do krętych słowach do salonu.
Dlaczego się tak śpieszyłam? Otóż dzisiaj rodzice mieli wyjechać na pół roku! Miałam szczerą nadzieję, że nie wyjadą bez pożegnania, tym bardziej, że mówili, że przed wyjazdem muszą jeszcze ze mną porozmawiać. Niestety w salonie, ani w kuchni, ani w żadnym pomieszczeniu nie znalazłam moich rodzicieli. Zrezygnowana opadłam na krzesło, popijając kawę. Spojrzałam się na zegarek, 7.00… No tak. Przecież dla rodziców wstałam wcześniej. Rozglądałam się po pomieszczeniu, aż w końcu coś przykuło moją uwagę, kartka. Podeszłam bliżej lodówki, na której znajdował się owy papier. Zaczęłam czytać, mamrocząc niektóre słowa pod nosem.

"Kochanie,
Razem z Tatą polecieliśmy do Nowego Jorku już o 4 rano, więc postanowiłam nie budzić Cię w środku nocy. Pewnie zastanawiasz się co takiego chciałam Ci przekazać? Widzisz… Masz już 17 lat, a w tym roku nawet 18, więc stwierdziliśmy, że poradzisz sobie sama. Wiem jak marzyłaś z Melani o wyjeździe do Londynu. Wasze marzenia się spełniają! Po szkole spakuj się szybko, bo już o 22.30 razem z Mel i Julie macie samolot do Londynu! Jesteście już tam zapisane do liceum, a Jul do przedszkola. Ciotka przyjedzie po nią za miesiąc. Liczę, że dobrze się nią zajmiecie. 
Sąsiadka jest uprzedzona i będzie zajmować się Julie, kiedy będziecie chciały gdzieś wyjść.
Pieniądze, dokumenty i bilety są w komodzie. Mel o wszystkim wie. W razie czego dzwoń do nas skarbie…
Bardzo Cię kochamy,
Mama i Tata"

Uśmiechnęłam się w duchu. To ten dzień, tak to ten dzień! W końcu urwiemy się od tego wszystkiego! Chwila, chwila… Mel. Jak to o wszystkim wie? I nic mi nie powiedziała? 
Pewnie nawet byłabym zła, ale w tej sytuacji byłam w niebo wzięta! Spojrzałam na zegar, nadal miałam sporo czasu. Ponownie penetrowałam swoim wzrokiem kuchnie, kiedy zobaczyłam talerzyk w kucyki należący do mojej młodszej siostrzyczki… Julie! No jasne! Przecież o 4 rano rodzice nie mogli jej odwieść do przedszkola! Nie zła ze mnie starsza siostra… Wbiegłam po schodach do pokoju małej.

-Julie! - Krzyknęłam odsłaniając zasłonki i wpuszczając trochę światła do wielkiego pokoju Ju.
-Dani? Co ty tu robisz? Gdzie mamusia? - Spytała przecierając oczka, małymi rączkami.
- Mamusia i Tatuś wyjechali. Zobaczymy się za miesiąc… Ale jedziemy dzisiaj do innego kraju, wiesz kochanie? Razem z Mel. Na pewno będziesz się dobrze bawić. - Uśmiechałam się pocieszająco do maleńkiej istotki. Weszłam do jej garderoby i wybrałam jej dżinsowe szorty, białą bluzeczkę i białe Conversy. Styl tej 6-latki był niezwykle dobry, jak na jej wiek. Podałam małej rzeczy, informując, że czekam na nią na dole, po czym chwyciłam plecak dziewczynki i znosiłam go na dół.
Zabrałam się za robienie śniadania dla naszej dwójki w postaci naleśników. Julie po chwili zeszła, już nawet uczesana. Zjadłyśmy szybko po czym w biegu złapałam wszystkie potrzebne rzeczy i wyszłyśmy z domu, by po chwili znaleźć się w moim białym, sportowym samochodzie.
Gdy znalazłyśmy się pod przedszkolem ucałowałam jej maleńką główkę, a ta dzielnie pomaszerowała do budynku. Wcisnęłam pedał gazu, bo zostało mi już tylko 10 minut do lekcji. Do klasy wbiegłam równo z dzwonkiem. Szybko usadowiłam się na krześle i uśmiechnęłam do siedzącej obok Mel, która szybko podała mi starannie zwiniętą, białą karteczkę.

"No to podbijamy Londyn Dani!" 


***


No to tak…
Jest pierwszy rozdział :D
Wiem, mało akcji, ale nie chciałam jej robić tak od razu…
W następnym rozdziale będą już w Londynie. 
Czekam na pozytywne komentarze. 
Nie będę kłamać, że czekam na negatywne, bo krytyka mnie DOTYKA. 

Zapraszam do czytania,
Marry. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz