środa, 8 października 2014

Nowy rozdział - kiedy?

***
Jak mówi tytuł, 
post dotyczy tego, kiedy pojawi się nowy rozdział 
" Life without you is meaningless".
Otóż w tym tygodniu mam 
niewiarygodnie mało czasu 
na… wszystko.
Dlatego też mam nadzieję, 
że rozdział pojawi się w ten weekend,
ale nic nie obiecuje. 
Jak to się mówi 
"szkoła najważniejsza", 
więc mam nadzieję, 
że zrozumiecie. 

Kocham mocno, 
Mary.


piątek, 3 października 2014

Rozdział 12 "Ona nigdy by ci tego nie wybaczyła."

***
Jeśli to czytasz skomentuj, 
dla ciebie to chwila, 
a dla mnie uśmiech i motywacja! 

"Zna­ne są ty­siące spo­sobów za­bija­nia cza­su, 
ale nikt nie wie jak go wskrzesić. "
Albert Einstein


* z perspektywy Harrego…

- Czy-czy on.. 
- Tak. - Dokańczam zdanie za przerażoną brunetkę. 
- Dobrze. - Mówi, a ja patrzę na nią z niedowierzaniem.
- Zasłużył na to. - Spluwa, a ja nie mogę uwierzyć w jej słowa. Nic nie mówię, tylko odwracam się w stronę nieruchomego ciała Edwarda.
- Nie mogę uwierzyć w to co się stało. - Mówię, a ona kręci głową z rozbawieniem.
- Dlaczego się śmiejesz? - Pytam.
- Ponieważ głęboko wierzę w szczerość, Harry. I nie wierzę, że nigdy w swoim pieprzonym życiu nie zabiłeś człowieka, przecież masz gang! - Wybucha. Zaciskam pięści, żeby się uspokoić. Nie mogę stracić kontroli, nie teraz, nie przy niej.
- To, że mam gang nie oznacza, że zabijam wszystkich po kolei, Diano. - Mówię na tyle spokojnym tonem, na jaki mnie w tej chwili stać.
- I jeśli chcesz wiedzieć to nie, nigdy nikogo nie zabiłem. - Dopowiadam szorstkim tonem i wychodzę z pomieszczenia.
- Zamierzasz go tak tam zostawić?! - Krzyczy wychodząc na korytarz i podążając za mną.
- A co mam zrobić? Przyjedzie reszta jego gangu, znajdą go i po sprawie. - Mówię. Diana kiwa głową i odwraca się nie wiedząc co powiedzieć. Przeszukuje kieszenie w poszukiwaniu telefonu. Dziwie się, kiedy faktyczne go znajduje, w końcu jaki normalny człowiek zostawił by go swojemu więźniowi? No tak. Normalni ludzie nie posiadają więźniów…
Wyjmuje i-phone i piszę Sms'a do Niall'a.

Do: Niall

Gdzie wy do cholery jesteście? 

Parę minut później dostaje wiadomość zwrotną z informacją, że się zgubili. Kręcę głową i prowadzę Dianę do mojego samochodu, dziewczyna wsiada jak najszybciej i opiera głowę o zagłówek, puszczając jakąś wolną piosenkę.
- Przepraszam. - Słyszę cichy głos Diany i odwracam się w jej stronę.
- Nie masz za co. Sam bym tak myślał. - Odpowiadam i z powrotem kieruje swój wzrok na drogę.
- Właśnie o to chodzi! Nie chciałam, żebyś tak myślał, bo to nie prawda. - Mówi, kładąc rękę na moim kolanie. Spinam się na ten gest, ale ona zdaje się tego nie zauważać. Mimo to kilka sekund potem zabiera rękę i uśmiecha się do mnie, na co odpowiadam jej tym samym.
- To.. gdzie reszta? - Pyta, a ja wiem, że głównie chodzi jej o Perrie. Ostatnio strasznie się z nią zżyła, a ja zastanawiam się, czy wyjawiła jej już swój sekret, ale postanawiam zachować dla siebie to pytanie, na wypadek gdyby nie wiedziała.
- Zgubili się, jak zwykle Louis gdzieś ich wywiózł. Szczerze mówiąc nadal nie rozumiem, dlaczego to on zawsze prowadzi. - Śmieje się, a ona robi to samo, tylko głośniej. Uśmiecham się, bo wiem, że odzyskała humor. Chwilę później parkujemy pod moim domem, a ona wysiada z samochodu. Robię to samo i zamykam auto, by nikt mi go nie ukradł.
- Zorientowałeś się, że pada? - Woła Diana z ganku, a ja patrzę na moje ubranie. Jest całe przemoczone, a ja śmieje się z własnej głupoty. Dziewczyna dołącza do mnie i wybiega na chodnik. Po paru sekundach jest tak mokra jak ja, a uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Zaczyna tańczyć, a ja łapię ja w tali i okręcam wokół siebie.


Stawiam ją na ziemi, a jej twarz jest tak blisko mojej, że mam ochotę ją pocałować. Słyszę grzmot, na co ona się wzdryga, jakby wyrwana z transu, w którym jeszcze przed chwilą była.
- Myślę, że powinniśmy wejść. - Mówię cicho, prawie w jej usta. 
- Tak. - Odpowiada i uśmiecha się łapiąc mnie za rękę. 
Podążam za nią, mrucząc coś pod nosem. 


* z perspektywy Perrie…

- Ja pierdole. - Mówię odpinając pas. 
- Zatrzymaj się. - Dodaje, gotowa wysiąść z auta. 
- Co? - Pyta Louis. 
- Zatrzymaj się do cholery! - Krzyczę, a piątka chłopaków, Melanie i Eleonor wzdrygają. Lou zatrzymuje samochód, a ja szybko wysiadam, przechodzę na drugą stronę i prawie wyciągam go z miejsca kierowcy i sama zajmuje jego miejsce. 
- Od teraz ja prowadzę. - Informuje, a oni zdziwieni kiwają głowami. Jak się spodziewałam ( i mówiłam parę minut wcześniej ) gdybyśmy skręcili wcześniej w prawo, dawno bylibyśmy w domu, ale jak zwykle nikt mnie słucha. Zniesmaczona jadę dalej, aż w końcu parkuje pod domem. Wychodzę z samochodu, a reszta zaraz po mnie. Widzę auto Harrego, co oznacza, że jest w środku. 
- Pośpieszcie się! - Krzyczę na guzdrającą się kupę przyjaciół za mną. 
- No idziemy! - Odkrzykuje wnerwiona Melanie, która najchętniej udusiła by Liam'a gołymi rękami. Nie dziwie się jej. Chłopak cały czas nieudolnie próbuje poderwać dziewczynę. 
Otwieram drzwi i słyszę śmiechy dobiegające z salonu. Idę szybko w tamtą stronę. 
- Nie prawda! Ja wygrałam! - Śmieje się Diana, gdy staje obok framugi. 
- Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje! - Odpowiada Harry. Dziewczyna chce coś powiedzieć, ale decyduje się na inny rodzaj wypowiedzi. Całuje go. 


* z perspektywy Melanie…

Zamykam się w pokoju i pozwalam, by łzy swobodnie wypływały z moich oczu. Nie wiem nawet gdzie jestem. Rozglądam się po pomieszczeniu i stwierdzam, że musi to być pokój jednego z chłopaków, sądząc po czystości, pewnie Liama. Siadam na łóżku i zaczynam łkać, nie mogąc złapać powietrza. Ból jaki rozprzestrzenił się po moim ciele, gdy zobaczyłam całujących się Dianę i Harrego był nie do zniesienia. Rozsadził mnie od środka i sprawił, że wszystkie moje kończyny odmówiły posłuszeństwa, a mięśnie zdrętwiały. Marzę o tym, by być na miejscu Diany. Czy oni są razem? Jeśli tak to przecież nie odbije mojej najlepszej przyjaciółce chłopaka, nie mogę. Słyszę pukanie, a ja marzę, żeby to był dostawca wielkiej pizzy z niesamowicie dużą ilością dodatków, której nawet nie zamawiałam. 
- Mogę? - Słyszę głos chłopaka zza drzwi. 
Chce krzyknąć "NIE", ale nie mam siły, więc nie odpowiadam, tylko staram się ukryć oznaki płaczu, chociaż nie jest to możliwe. 
- Mel.. Wszystko w porządku? - Podnoszę głowę i widzę Liam'a. 
- Co? T-tak, wszystko ok. - Mówię cicho i spuszczam wzrok. 
- Wiem, że nie. Nie widzę powodu, żebyś musiała kłamać. - Mówi, a ja czuje się głupio. 
- Wiem też o co chodzi. Widzę, jak boli cię widok Diany i Harrego, ale nie możesz zniszczyć ich uczucia. Ona nigdy by ci tego nie wybaczyła. - Mówi. 
- Ale dlaczego ona musi z nim być? Może gdyby wiedziała co czuje, to nie pocałowała by go!
- Pewnie nie, ale jeśli to jej powiesz to nie będzie gorszej przyjaciółki od ciebie. - Dodaje, a ja kiwam głową. Wiem o tym, ale tak bardzo nie chciałam tego usłyszeć tego od nikogo, a szczególnie od niego. Nie od mojego przyjaciela. Bo jest tylko przyjacielem, prawda? 

* z perspektywy Zayna…

Mimo, że ten dzień zaczął się gorzej, niż mógłbym sobie to wyobrazić to widok uśmiechniętej blondynki i możliwość złapania jej za rękę działa na mnie kojąco. To jak wypowiada moje imię, jak rumieni się, gdy ją całuje, jak razem śpiewamy i piszemy teksty piosenek, które zakopujemy głęboko pod łóżkiem w pudełku, które zrobiła moja siostra, to jak patrzy się na mnie, gdy mówię, jak bardzo ją kocham i to jak odpowiada mi tym samym. Nie wątpię w szczerość naszego uczucia, ale wiem, że ona coś przede mną ukrywa. I nie tylko ona. Harry i Niall coś o tym wiedzą, ale nie chcą mi powiedzieć. Boli mnie jej brak zaufania. Jaki jest powód tego, że nie mówi mi o tym, co się dzieje w jej życiu, szczególnie wtedy, kiedy jest to coś na tyle poważnego, że chodzi przygnębiona. Nienawidzę, gdy jest smutna. Nie umiem znaleźć sposobu, by uśmiech, dzięki któremu staje się jeszcze piękniejsza, wpełzną  z powrotem na jej twarz i nigdy już nie schodził. 
- Kochasz mnie? - Słyszę jej głos.
- Oczywiście. Najbardziej na świecie. - Odpowiadam, nie rozumiejąc jej nagłego pytania. 
- A kochałbyś mnie, gdybym zrobiła coś strasznego?
- Myślę, że tak. - Mówię, ściskając mocniej jej rękę, na co ona się uśmiecha, chcąc dodać mi otuchy. Nie pomaga. Czuje się, jakby zaraz miała powiedzieć mi coś strasznego, coś przez co cała moja przyszłość i ja runiemy w gruzach, ale ona tylko się zastanawia. Patrzy na zachód słońca, jakby jej nie raziło. Może nie razi? Może jest zbyt zamyślona, by zwracać uwagę na takie drobnostki. Ostatnie promienie padają na jej bladą twarz ( zawsze była taka blada? ), a potem zachodzi, na co ona zamyka oczy. Parę łez wydostaje się spod jej powiek, a ja natychmiast ją przytulam. Dlaczego płaczę? I dlaczego nie chce mi o tym powiedzieć? A może nie może?
- Co się stało? - Pytam, gładząc jej plecy i całując w głowę. 
- To dobrze. - Odpowiada, a ja odsuwam ją ode mnie, by móc spojrzeć jej w oczy. 
- To dobrze, że byś mnie kochał. - Dodaje.

***
No więc tak, 
( tak wiem, że nie zaczyna się zdania od "więc" ).
Rozdział nie jest długi, 
wiem o tym.
Jego długość jest adekwatna do ilości komentarzy. 
W skrócie do jednego komentarza. 
Mimo to jestem zadowolona, 
bo autor tego komentarza dopiero zaczyna czytać to opowiadanie,
co oznacza, że czytelników powoli przybywa.

Liczę na komentarze.

PAMIĘTAJCIE!
DŁUGOŚĆ I CZAS NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU ZALEŻY OD WAS I WASZYCH KOMENTARZY.

Kocham mocno,
Mary. 



sobota, 27 września 2014

Rozdział 11 "Zasłużyła na to"

Jeśli to czytasz to zostaw po sobie komentarz :) Dla ciebie to chwila, a dla mnie uśmiech i motywacja :)


"Praw­dzi­wa miłość zaczy­na się tam, 

gdzie nicze­go już w za­mian nie oczekuje.''
Antoine de Saint-Exupery

* z perspektywy Harrego

- Ile razy będę musiał ci jeszcze mówić, że jej tutaj nie ma zanim to zrozumiesz? - Słyszę donośny głos Louisa, któremu już pękają nerwy od moich natarczywych pytań. Krzyczy tak głośno, że aż odsuwam telefon od ucha i przystawiam go z powrotem dopiero po paru sekundach. 
- W takim razie gdzie jest? - Pytam mocując się z kolejnymi drzwiami od opuszczonego magazynu na obrzeżach Londynu.
- Nie wiem stary, ale musimy ją szybko znaleźć, jadę dalej. - Mówi, a ja szepce ciche "Ok" i rozłączam się, po czym wkładam telefon do kieszeni kurtki i ponownie męczę się z otworzeniem drzwi. W końcu zamek ustępuje, a ja mogę wejść do ciemnego pomieszczenia. Wzdycham, kiedy ponownie nic nie znajduje, a w budynku panuje kompletna cisza. Wsiadam do swojego samochodu zastanawiając się gdzie jeszcze mogę się udać. Jest już tylko jedno miejsce, a mnie jakby olśniewa, gdy tylko moje myśli skupiły się na nim. Chwytam komórkę, mając nadzieję, że nie zabije się prowadząc jedną ręką i wysyłam SMS do Perrie. 

Do: Perrie

" Stara fabryka zabawek." 

Licząc, że blondynka zrozumie wysyłam wiadomość i rzucam telefon na sąsiednie siedzenie. Przyciskam pedał gazu, aż w końcu uzyskuje zamierzoną szybkość. Po 10 minutach znajduje się pod celem mojej podróży. Chwytam broń ze schowka w samochodzie i cicho błagam, by wystarczyła mi do przyjazdu reszty grupy. Słyszę krótki dzwonek, oznaczający przybycie SMS'a.

Od: Perrie

"Będziemy za chwilę, nie wchodź tam sam."

Prycham, gdy odczytuje treść wiadomości. Mimo prośby zakradam się do tylnych drzwi fabryki i wyważając je wchodzę do budynku. Dwóch osiłków od razu się na mnie rzuca, ale ja daje sobie z nimi radę bez użycia broni. Zastanawiam się, gdzie iść, ale gdy słyszę damski krzyk zaczynam biec w tamtą stronę. 


* z perspektywy Diany…


- Zostaw mnie! - Krzyczę i zostaje uderzona po raz kolejny, mam na sobie już samą bieliznę, a on jest najwyraźniej z tego niebywale usatysfakcjonowany. Mdli mnie, gdy myślę o jego brudnych zamiarach względem mojej osoby. Ratuje mnie blondyn, o nie zbyt przyjemnych wyrazie twarzy, który każe natychmiast pójść z nim, bo jak twierdzi "mają kłopoty". Nic mnie nie obchodzi, jakiego rodzaju są to kłopoty. Oddycham z ulgą, gdy chłopak schodzi ze mnie i mrucząc przekleństwa pod nosem wychodzi z pomieszczenia. Jest mi zimno i czuje się niebywale.. brudna. Chce płakać, ale nie mogę wydusić z siebie już ani jednej łzy. Czy możliwe jest, by łzy się skończyły? Słyszę krzyki, na których dźwięk się wzdrygam. Czy już tak szybko wraca? Podkurczam nogi tak, że kolana dotykają brody, chce objąć je rękami, ale nie mogę, przez co uczucie dyskomfortu ponownie wzrasta. Zaczynam się trząść, kiedy krzyki, strzały i ciężkie kroki zbliżają się do drzwi. Mrugam kilkakrotnie oczami, kiedy zauważam postać przy framudze drzwi do pokoju, w którym się znajduje. 
- H-Harry? - Myślę nad tym, czy nie mam zwidów, ale gdy chłopak rozwiązuje sznurki na moich rękach, wiem, że to prawda. Niespodziewane uczucie euforii atakuje mnie i z całych sił przytulam się do chłopaka o brązowych lokach. Uśmiecha się do mnie lekko i bierze na ręce. Uśmiech znika z jego twarzy, gdy widzi wiele siniaków na.. cóż, na całym moim ciele. Chce go przekonać, że wszystko jest już dobrze, ale stać mnie tylko na położenie głowy na jego klatce piersiowej. Trzymając mnie wybiega z pokoju i biegnie korytarzem w kierunku z którego dochodzą kolejne strzały. Dlaczego biegnie akurat tam, dlaczego nie biegnie w drugą stronę, która teraz wydaje mi się niesamowicie bezpieczna. 
- H-Harry, b-boje się.. - Szepce, a on odwraca głowę ku mnie. 
- Nie ma czego księżniczko, już jesteś bezpieczna. - Całuje moją głowę. Przez chwilę czuje się bezpiecznie, wszelkie zmartwienia zamykają się w otchłani mojego umysłu i nie mają zamiaru wyjść, ale gdy kula przelatuje tuż nad moim uchem zaczynam panikować. Chce wyrwać się z rąk Harrego i biec jak najszybciej w którąkolwiek stronę, byle by tylko znaleźć się jak najdalej od tego.. wszystkiego. Hazza stawia mnie na ziemi, ale nadal podtrzymuje jedną ręką. Gdy widzę pięć mocno zbudowanych chłopaków biegnących w naszą stronę robi mi się nie dobrze. Zastanawiam się co Harry ma zamiar zrobić. Jego szczęka jest mocno zaciśnięta, gdy biegniemy w drugą stronę. Drzwi od przeciwnego korytarza otwierają się, a my jesteśmy w pułapce.

* z perspektywy Perrie…

- To bez sensu! - Krzyczy Zayn kopiąc w wielki kamień na totalnym pustkowiu, na które wywiózł nas Louis. Łapie się za głowę z bezradności i łapie za telefon w nadziei, że Harry nie był na tyle głupi i nie wszedł tam na własną rękę. Biorę przykład z mojego chłopaka w jak najmocniej walę w kamień. Krzywię się czując przeszywający ból w stopie, przez co jestem jeszcze bardziej wściekła.
- Gdzie ty nas wywiozłeś? - Krzyczy zestresowana Melanie, która najchętniej udusiła by Lou tu i teraz.
- Uspokójcie się. - Prosi Liam. - Musimy coś wymyślić. - Stwierdza, a ja mam ochotę rzucić w niego jakiś zgryźliwy komentarz, ale powstrzymuje się wiedząc, że to i tak nic nie da.
Wsiadamy do samochodu, a Payne postanawia zostać kierowcą wyganiając Louisa na tylne siedzenia. Siedzimy chwilę, a Niall próbuje połapać się w mapie, którą znalazł gdzieś w bagażniku.

* z perspektywy Harrego…

Chce na czymś wyładować swoją energię, ale jak. Nogi i nadgarstki przywiązane do krzesła w żadnym stopniu mi nie pomagają, a Diana siedząca na krześle za mną jeszcze bardziej mnie przygnębia. Karcę siebie za głupotę i kolejny raz postanawiam, że mógłbym chociaż raz posłuchać Perrie.
- Przepraszam. - Szepce dziewczyna, a ja chce się do niej odwrócić, ale przez te cholerne sznurki nie mogę.
- Za co? - Marszczę brwi.
- Za to, że tu jesteś. - Mówi. - Może gdybym była bardziej ostrożna to..
- Przestań! - Podnoszę głos. - To nie twoja wina, tylko moja. Jestem głupi, mogłem zaczekać na resztę, a nie wchodzić tu, jakbym chciał udowodnić, że sobie poradzę w każdej sytuacji.
Diana wzdycha i zadziera głowę do tyłu przez co dotyka mojej.
- I przepraszam za Julie. - Mówię. Wiem, że to nie odpowiednie miejsce, ale muszę jej to powiedzieć.
- Nadal nie rozumiem o co tu właściwie chodzi. - Odpowiada.
- Jestem szefem gangu. - Mówię cicho, jakby to miało cokolwiek pomóc.
- Co? - Słyszę jej głos. Jest równie cichy co mój.
- Mam gang. Ja, Niall, Zayn, Liam, Louis, Perrie, Eleonor i.. Melanie.
- Melanie?
- Tak.. Ale nie wiedziała o Julie.. zresztą jak my wszyscy.
- Ktoś chyba musiał wiedzieć. - Prycha, a ja przewracam oczami.
- Zayn wiedział. Znaczy.. Mówił coś o porwaniu, ale nie wiedziałem, że to będzie twoja siostra.
- Harry! Czy ty siebie słyszysz?! Czyli, jeśli było by to inne 6 letnie dziecko, nie będące moją siostrą to tak po prostu byś je porwał? - Zaczyna płakać, a ja nie wiem co zrobić. Czy zrobiłbym tak?
Nigdy nie porywałem dzieci i nie zamierzam, ale chyba bardzo nie poprawi jej to humoru.
- Nie porywam dzieci. - Wzdycham.
- O co chodzi z tym gangiem? Handlujecie narkotykami, porywacie, zabijacie, tak? - Pyta.
- Taak.. - Nie odpowiada, a drzwi do pomieszczenia z hukiem się otwierają.
- Proszę, proszę. - Edward uśmiecha się szyderczo, a ja mam ochotę walnąć go z całej siły w ten krzywy ryj.
- Harry Styles, no ciebie się tu nie spodziewałem. - Mówi i podchodzi bliżej mnie.
- Też miło mi cię widzieć. - Przewracam oczami.
- Minęło tak dużo czasu od tego wydarzenia, prawda? - Uśmiecha się szyderczo. - Jak ona miała? Lilli? - Pyta i kopie w moje krzesło.

"- Kocham go Harry, musisz się z tym pogodzić. - Mówi dziewczyna, poprawiając pasek od torby na ramieniu. 
- Mama nie jest zadowolona, że się z nim spotykasz. - Odpowiadam mając nadzieję, że Lilli posłucha. - To moje życie, nie jej, ani nie twoje. - Syczy. Wybiega z domu, a ja siadam na kanapie i chowam twarz w dłoniach. Słyszę trzask i krzyk, więc wybiegam z domu. Na dworze jest ciemno, a mgła na pewno mi nie pomaga. Widoczność jest tak słaba, że ledwo co widzę czubki swoich butów. Wzdycham i zaczynam nasłuchiwać. 
- Przestań, Ed! - Słyszę głos brunetki i biegnę w stronę miejsca, skąd dochodzi. Żałuje, że nie słuchałem wykładów mamy o orientacji w terenie. 
- Zdradziłaś mnie, co?! - Słyszę krzyk. Głos ten nie należy do dziewczyny, jest gruby, zachrypnięty i przyprawia o dreszcze.. To jego głos. 
- Nie, proszę, przestań! Nie zdradziłam cię na prawdę! - Widzę kłócącą się parę. Mimo nie sprzyjających warunków atmosferycznych dostrzegam wściekłe spojrzenie chłopaka. 
Przyspieszam kroku, gdy podchodzi do niej i krzyczę, gdy zadaje pierwszy cios. 
- Zostaw ją. - Cedzę przez zęby. Edward jest wyższy ode mnie i starszy, ale staram się zachować "dobrą minę do złej gry". 
- Bo co? - Patrzy na mnie i zaczyna się śmiać, gdy widzi moją wkurzoną minę. Wyjmuje broń i odbezpiecza ją. 
- Zasłużyłaś na to. - Powiadamia i strzela. Słyszę krzyk. To ja krzyczę? Podbiegam do niej i zamykam w szczelnym uścisku. Nie reaguje. Nie żyje. 
- Moja mała siostrzyczka. - Jeszcze nigdy tak nie płakałem, chciałem jej wygarnąć, że miałem rację, że ją skrzywdzi, ale już nie mogę. Moja biała koszulka już cała przesiąkła krwią. Krwią mojej siostry.
- Zasłużyła na to. - Powtarza i rzuca bronią. Łapie ją i wystrzelam w jego nogę."

- Och płaczesz? - Śmieje się.


Spuszczam głowę. 
- Twoja siostra była zdzirą, a ty jesteś taki sam jak ona. - Mówi, a ja nie kontroluje siebie. 


***

Przepraszam za to, 
że wcześniej rozdział się nie pojawił…
W każdym razie jest. 
Myślę, 
że jest okey…
Liczę na komentarze!

Kocham mocno, 
Mary.

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 10 " Mówiła, że idzie spotkać się z tobą."

Jeśli to czytasz to zostaw po sobie komentarz :) Dla ciebie to chwila, a dla mnie uśmiech i motywacja :) 

                                                               "Każdy po­winien mieć ko­goś, z kim mógłby szczerze pomówić,
                            bo choćby człowiek był nie wiado­mo jak dziel­ny, cza­sami czu­je się bar­dzo samotny."
                                                                                                                                   Ernest Hemingway

* z perspektywy Diany

Jest równo 19.30, kiedy wychodzę z domu na spotkanie z Harrym. Na dworze jest zimno, więc zapinam moją skórzaną kurtkę, tym samym zasłaniając pistacjową, koronkową bluzkę z długimi rękawami. Splatam swoje ręce na klatce piersiowej, w celu dodania sobie odrobiny ciepła, ale i tak to nie pomaga. Zrezygnowana próbuje włożyć dłonie do kieszeń w kurtce, ale jak na złość są one zrobione "dla zmyłki"( kieszeń jest zaszyta ), więc opuszczam ręce wzdłuż ciała. Mimo, że na zewnątrz jest mi cholernie zimno, a palce u rąk i nóg aż drętwieją to cała pocę się na wieść o spotkaniu ze Stylesem. Nerwy zjadają mnie od środka, a ja nie potrafię nakarmić ich niczym innym, jak tylko moim strachem, za co szczerzę siebie nienawidzę. Jestem w parku wcześniej niż powinnam, więc siadam na ławce obok fontanny, przy której jesteśmy umówieni. Pocieram dłonie o ramiona, przez co moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Rozglądam się po parku, ale ku mojej uldze nie widzę jeszcze loczka w pobliżu. Za szybko zdecydowałam się na tą rozmowę, nie jestem na nią gotowa, a może jestem? Co mu powiem? Powinnam dać mu mówić i siedzieć cicho. Uznaje, że to dobry pomysł i wyciągam z tylnej kieszeni moich rurek telefon. Jest 19.55, a ja widzę chłopaka zmierzającego w moim kierunku. Zastanawiam się, czy wstać, w końcu jestem na niego zła, ale może  powinnam okazać trochę szacunku, zanim dupa przymarznie mi do ławki? Śmieje się ze swojej głupoty i wstaje, przez co czuje jeszcze mocniejszy wiatr na swojej twarzy. Wzdrygam się z zimna. Jest ciemno, w końcu nadchodzi jesień, a ja besztam się za nieodpowiedni strój. Postać jest coraz bliżej, a ja mam coraz większe wątpliwości co do tożsamości danej osoby. Zagryzam nerwowo wargę, gdy nie dostrzegam charakterystycznej burzy ciemnych loków na głowie. Przełykam głośno ślinę i zaczynam się cofać. Chłopak wchodzi w siadło latarni, a ja zamieram.
- E-Edward. - Choć tak bardzo nie chce pokazać, jak się go boje, mój głos wszystko zdradza i natychmiast policzkuje się w myślach za odezwanie się do tego zboczonego, ponurego typa, który równie dobrze mógłby teraz gnić w piekle, jak pewnie kiedyś skończy.
- Witaj kochanie, tęskniłaś? - Pyta, zmniejszając odległość między nami. Przestraszona cofam się, przez co prawie wpadam na ławkę, ale szybko odzyskuje równowagę.
Odwaga, odwaga, odwaga… 
Powtarzam w myślach, by nie wytrącić się z równowagi. Jestem jeszcze bardziej wściekła na Harrego, który spóźnia się już z 10 minut, bo zostawił mnie tu z tym typem, który ewidentnie rozbiera mnie wzrokiem, a ja marzę o wsadzeniu swojej pięści do jego gardła.
- Nie, nie tęskniłam. - Mówię pewniej, niż myślałam, że potrafię. Uśmiecha się i przejeżdża dłonią po moim policzku, na co instynktownie chce się odsunąć, ale jego druga ręka, twardo przylegająca do mojego pasa uniemożliwia mi jakikolwiek ruch.
- Odsuń się. - Proszę.
- Wiesz… - Mówi przenosząc ręce na mój tyłek, przez co sztywnieje. - Może nawet bym cię zostawił… - Chce odetchnąć z ulgą, ale zanim to robię dodaje. - ale tego nie zrobię. Z Harrym mamy swoje porachunki, a ty mi to tak niezmiernie ułatwiasz, że chyba powinienem ci podziękować. - Wszystko potem dzieje się tak szybko, że trudno jest mi się we wszystkim połapać. Jego ręce na mojej buzi, uniemożliwiające mi krzyki, dwóch ( bardzo ) masywnych mężczyzn wpychających mnie do czarnego samochodu, śmierdząca szmata, przy moim nosie i nic. Ból, płacz i ciemność.


* z perspektywy Harrego…


Szybkim krokiem zmierzam ku ulubionemu miejscu Diany w parku nieopodal szkoły. Jestem spóźniony jak zwykle. 20.15, kurde Styles! Założę się, że już jej tam nie ma, albo jest, ale jeszcze bardziej wkurzona, niż była, a w najgorszym przypadku pomyśli, że mi nie zależy. W końcu dobiegam ( kiedy zacząłem biec? ) do miejsca naszego spotkania, ale nie widzę kasztanowych loków dziewczyny i jej pięknych brązowych oczu.. albo chociaż jej irytującego uśmieszku na ustach, kiedy znowu zrobiłem coś źle. Rozglądam się i słyszę krótki, stłumiony wrzask, wrzask kobiety, wrzask Diany. Biegnę ku źródle dźwięku, ale zastaje tylko odjeżdżające, duże, czarne BMW, pięknie…


* z perspektywy Melanie…

- Diano Jessico Norton, jeśli natychmiast do mnie nie oddzwonisz dzwonię na policję, ale najpierw wyrzucę wszystkie słoiki Nutelli z całego domu! - Krzyczę nagrywając się po raz setny Di na sekretarkę, która ( na szczęście i o dziwo ) nie jest jeszcze pełna. Mam ochotę krzyczeć z bezradności, więc chwytam poduszkę by stłumić krzyk i wrzeszczę w nią. Oddycham z ulgą, bo po tej czynności czuję się na prawdę lepiej. Biorę telefon i piszę do Liama.

Do: Liam 

" Nigdzie nie ma Diany, nie wiesz gdzie może być?" 

Nie muszę długo czekać, by otrzymać wiadomość zwrotną od bruneta.

Od: Liam 

" Chyba mamy problem…"

Trzaskam telefonem o pobliską ścianę i chowam twarz w dłoniach. Wiedziałam, że to tak się skończy, wiedziałam i, i tak się w to wpakowałam. Podnoszę iPhone z podłogi i oceniam jego stan, na szczęście nie uległ całkowitemu zniszczeniu ( nie licząc zbitej szybki, zawieszającym się ekranie i zmienianiem się tapety, nie przeze mnie, krótko mówiąc czeka mnie wycieczka do Apple. ), więc odblokowuje go i piszę do Liama.

Do: Liam

" Będę za 5 minut." 

Piszę i chwytam dżinsową kurtkę z wieszaka, po czym zamykam drzwi na klucz i biegnę do samochodu. Cieszę się, że Julie nie ma z nami, bo zdecydowanie to nie jest sytuacja dla 5-latki.
Po paru minutach pukam, a raczej wale, pięścią w drzwi domu chłopaków. Otwiera mi Niall, który wyjątkowo nic nie je. Wywracam oczami i wchodzę od razu krzycząc na wszystkich.
- Gdzie ona do cholery jest?!
- Nie wrzeszcz tak. - Prosi cicho Perrie. W salonie siedzą wszyscy Niall, Liam, Louis, Zayn, Perrie, Eleonor i Harry.
- Ty. - Syczę, podchodząc do loczka. - Mówiła, że idzie spotkać się z tobą. - Krzyczę, nie potrafiąc się opanować.
- Ed ją zgarnął. - Mruknął.
- The devils? - Pytam, a wszyscy kiwają głowami, które w tej chwili z niewiadomych przyczyn mam ochotę im wyrwać.
- SUPER! PO PROSTU ZA-JE-BI-ŚCIE! - Wrzeszczę, kręcąc się nerwowo po salonie.
- Co teraz? - Pyta Louis, a ja mam chce go walnąć i robić tak dopóki nie przestanie rzucać głupimi pytaniami.
- Trzeba jej poszukać. - Wstaje Perrie, jedyna mądra! - The Devils raczej nie są przyjaźnie nastawieni. - Mówi, a Harry wstaje i prawie wywala się biegnąc do auta. Reszta bierze z niego przykład, a parę minut później zwiedzamy Londyn i jego okolice w poszukiwaniu brunetki.


* z perspektywy Diany…

Spałam, bo gdybym nie spała, to nie miałabym tak ciemno przed oczami, tak? Orientuje się, że nie śpię, kiedy nieprzyjemne dreszcze drażnią moje ciało. Gwałtownie otwieram powieki i widzę, cóż… nic, nie widzę. W pomieszczeniu jest tylko jedno źródło światła, którym jest żarówka wisząca na pojedynczym kabelku, dzięki niej widzę szare, poobdrapywane ściany,  materac z którego wystają sprężyny i na którym siedzę i rury, nade mną, do których mam przykute ręce. O mój boże, wyłączcie to światło! Głowa boli mnie tak, jakbym wczoraj wypiła 10 litrów wódki i popiła ją jeszcze paroma litrami innych alkoholi i choć wiem, że to niedorzeczne to w duchu proszę, żeby tak właśnie było, a wizję porwania całkowicie wyrzucam ze swojej głowy, dopóki nie widzę w progu krzywego ryja Ed'a, mam ochotę zdrapać mu ten uśmieszek z twarzy, ale przykute ręce mi to uniemożliwiają.
- Księżniczka się obudziła. - Mówi.
- Gdzie jestem? - Pytam, ignorując jego wypowiedź.
- Och, w Londynie. - Uśmiecha się wrednie. - A reszty już nie mogę ci powiedzieć.
- Czemu tu jestem? Czego ode mnie chcesz? - Pytam ponownie.
- Harry i ja mamy pewne niedokończone sprawy. - Wyjaśnia. Krzywię się, gdy siada praktycznie na mnie i muska mój policzek swoimi wargami, chce go odepchnąć, ale nie mam jak, wiedząc to Edward zjeżdża pocałunkami niżej, a ja zaczynam płakać, wiedząc jak to się skończy.

***
Rozdział nie jest zbyt długi, 
ale trzymając się zasad, rozdziału w ogóle nie powinno być. 
Jest mi przykro, 
że nikt nie komentuje, ale cóż?
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem znajdzie się trochę komentarzy…

Kocham mocno,
Mary. 

wtorek, 16 września 2014

Rozdział 9 "Powiesz mu, kiedy będziesz chciała."

Jeśli to czytasz to zostaw komentarz :) Dla ciebie to chwila, a dla mnie uśmiech i motywacja :)
Wstawiam ten rozdział, bo jednak ktoś skomentował, nie mniej jednak, nadal nie jestem zadowolona z ilości komentarzy. 



                                                                                                  "Le­piej zginąć, niż żyć ze świado­mością,
                                                że zro­biło się coś, co wy­maga przebaczenia."

Andrzej Sapkowski

*Z perspektywy Diany…

- Ludzie codziennie popełniają błędy, ale czy my potrafimy im wybaczyć? W końcu błędy to rzecz ludzka, tak? Ale wybaczanie to rzecz boska, więc czy potrafimy zrobić coś co potrafi tylko bóg? - Siedzie na dodatkowych zajęciach z psychologi, które tak się składa, że dzisiaj prowadzi siostra Mary, której szczerze nienawidzę. Obecnie Pani Yell, wykładowczyni z pobliskiego uniwersytetu, jest na zwolnieniu z powodów macierzyńskich. Krótko mówiąc została matką, a ja skończyłam na cotygodniowych pogawędkach z siostrą. Mimo wszystko dzisiejszy wykład duchownej, jest tak podobny do mojej sytuacji, że zmuszam się, by słuchać. Liczę na odpowiedzi na multum moich pytań, na które siostra nieświadomie może odpowiedzieć. 
- Skoro wybaczenie to rzecz boska to dlaczego mamy komuś przebaczyć? W końcu jesteśmy tylko ludźmi. - Mówię, a siostra uśmiecha się do mnie życzliwie z widocznym zadowoleniem, że ktoś się jednak zgłosił, bo przez parę ostatnich lekcji tylko ona mówiła. 
-Tylko, albo aż. - Zaznacza nauczycielka. - Bycie człowiekiem jest kimś wyjątkowym, kochanie. - Mówi. - Mogłabyś rozwinąć swoje pytanie? O co ci dokładnie chodziło? - Pyta z widocznym zaciekawieniem. Chce jej odpowiedzieć, wyrzucić to z siebie i prawie to robię, ale w ostatniej chwili orientuje się, że nie jesteśmy tu same. Wiele par oczu skupia się na mojej osobie, a ja kulę się na swoim miejscu nie wiedząc co zrobić. 
-Proszę. - Dodaje, a ja postanawiam ulec. 

-Nie chodziło mi o nic konkretnego. - Kłamię. - Po prostu… Czasem trudno jest wybaczyć różne rzeczy, skoro bóg wybacza wszystko, jeśli tylko tego żałujemy to czy ludzie też tak mogą? Wybaczyć, jeśli ktoś okazuje skruchę? - Nie przejmuje się jak bardzo to idiotycznie brzmi, kategorycznie potrzebuje odpowiedzi. 
-Człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga, wszystko przychodzi mu trudniej, wybaczenie także, ale tak, możemy wybaczyć wszystko, ludzie popełniają błędy.. - Dalej nie słucham, bo moje myśli odbiegają za daleko, bym mogła się skupić. Harry. Minęły dwa dni od czasu kiedy zastałam go, Perrie i Zayna z moją „zaginioną” siostrą. 

„ - Co do cholery? - Krzyczę, gdy widzę Jul w towarzystwie Harrego. 
Nie wiem o co chodzi, po głowie przechodzi mi tyle negatywnych myśli, że nie wiem na której skupić się najpierw. Widać, że dobrze się bawią. Czy to całe porwanie to jakiś głupi, nie udany żart?
-Diana, bo widzisz.. - Zaczyna Harry, ale ja mu przerywam.”

Już nawet nie pamiętam jak bardzo go powyklinałam, jak mocno go spoliczkowałam i jak bardzo zawiodłam się wtedy na całej trójce. Od tego czasu Julie jest już w Loss Angeles z mamą. Melanie nadal nie wie o co chodzi, a ja nie mam zamiaru jej tłumaczyć. Perrie codziennie po kilka razy podejmuje próby tłumaczenia mi zaistniałej sytuacji, ale ja jej nie słucham. Harry dzwoni, wysyła mi SMS, a nawet przychodzi pod moje drzwi, ale Mel skutecznie go zbywa mówiąc, że „jestem pod prysznicem”, czy „odrabiam prace domową”, Harry nie jest głupi, więc wie, że to nie prawda. Na szczęście nie awanturuje się, tylko odchodzi i przychodzi kilka godzin później. Jeśli chodzi o mulata to całkowicie zlał całą sprawę. Do reszty paczki się nie odzywam, nie mam zamiaru dowiedzieć się o czymś jeszcze, więc całkowicie się od nich odcięłam. Rozmawiam tylko z Melanie i telefonicznie z Julie, która dzwoni prawie cały czas tłumacząc, żebym się nie gniewała, że jest zdrowa, bardzo mnie kocha i, że Harry jej nic nie zrobił. Wiem o tym, ale nadal nie wiem o co chodzi. Czy on jest porywaczem? Mordercą? Ma jakiś gang, czy nie wiem co? Tak bardzo chce tego uniknąć, ale gdy tylko dzwoni dzwonek, wyjmuję telefon i piszę do Styles’a. 

Do: Harry Styles
„Dzisiaj o 20.00 przed fontanną. Oczekuje wyjaśnień. 
Diana” 

Przez chwilę zastanawiam się, czy skojarzy ową fontannę, o której mu kiedyś opowiadałam, ale jeśli nie to będzie kolejny dowód, że nigdy nic nie powinno między nami zajść. Wzdycham naciskając przycisk „OK” i patrząc, jak wiadomość się ładuje i wysyła do loczka. Chowam telefon do tylnej kieszeni moich rurek i wychodzę z klasy, po czym szukam wyjścia ze szkoły, co jest niezmiernie trudne, biorąc pod uwagę niesamowite tłumy na korytarzach. Ktoś mnie potrąca przy samym wyjściu ze szkoły, więc idąc tyłem krzyczę na niego, po czym zderzam się z kolejną osobą i ląduje na twardym betonie obok szkoły.


-Przepraszam. - Mówi cicho potrącona przeze mnie osoba i zakłada blond kosmyk za ucho. Dopiero wtedy orientuje się, że to Perrie. Pezz nie wygląda jak ona. Nie ma makijażu, oczy ma podkrążone i przekrwione, a włosy są skołtunione. Ma na sobie białe rurki, czarny t-shirt i czarne Conversy. Ale to nie brak szpilek i wyszukanych sukienek jest najgorszy,  brakuje jej tego pięknego, promiennego uśmiechu, za który wszyscy ją kochają. Już nawet nie wiem za co przeprasza, za upadek, czy za sytuacje z Julie.
- Perrie? - Pytam, choć wiem, że to ona. 
- Przepraszam. - Krzyczy i rzuca mi się w ramiona, nadal jestem na nią zła, ale przytulam ją mocno. Nie wiem, jak było, nie mogę jej oceniać zbyt szybko, jest dla mnie zbyt ważna, by to zrobić.
-Nie wiedziałam. Przepraszam. Harry też nie wiedział.To wszystko Zayn i Louis. - Płacze. - Przepraszam, tak bardzo przepraszam, Diano. - Łka, a ja przytulam ją jeszcze mocniej, jeśli się da. Wierze jej, wiem, że to nie jej wina. 
- Jest okey, wierze ci. - Mówię, a ona uśmiecha się promiennie.
- Ale i tak oczekuje wyjaśnień. - Dodaje.


- Myślę, że to Harry powinien ci to wszystko wytłumaczyć. - Tłumaczy, spuszczając wzrok, a ja potakuje. Może ma racje? Może to on powinien powiedzieć mi o co w tym wszystkim chodzi? Nie zaprzątam sobie tym głowy, tylko cieszę się z powodu odzyskania przyjaciółki. Parę minut później siedzimy w kawiarni zaledwie dwie przecznice dalej i popijamy kawę, której szczerze nienawidzę, ale jest mi teraz cholernie potrzebna. 
- Masz zamiar pogadać z Harrym? - Pyta, wsypując kolejną łyżkę cukru do napoju. 
- Tak. - Mówię. - Napisałam już do niego. - Dodaje, a ona patrzy się na mnie z niedowierzaniem, ale po chwili znowu się uśmiecha. 
- To miłe. - Stwierdza. 
- Co? - Pytam, podnosząc brwi. 
- To, że dałaś mu szanse na wytłumaczenie. Chyba by mnie zabił, gdybym komuś to powiedziała, a w szczególności tobie, ale zależy mu. 
- Jak to? Skąd wiesz? 
- Bo widzisz… - Widać, że zastanawia się co mi odpowiedzieć, a ja nie chce naciskać, choć tak zżera mnie ciekawość, że mam ochotę krzyknąć na całą ulicę „WEŹ TO POWIEDŹ DZIEWCZYNO!”, ale się powstrzymuje. 
- Harry to mój przyrodni brat. - Mówi, a ja wytrzeszczam oczy. 
- Przyrodni brat? - Dysze, a ona potakuje. 
- Taak. Moja mama zmarła, gdy miałam 5 lat, a tata Harrego odszedł, gdy miał 3 lata. Tak, więc nasi rodzice poznali się na weselu ich wspólnych znajomych 10 lat temu, a parę miesięcy później mieli własne wesele. - Śmieje się. 
- Wow. - Tylko tyle potrafię wykrztusić. 
- Jak to jest? - Pytam. 
- Zawsze chciałam mieć brata. W sumie Harry nie jest moim prawdziwym bratem, ale kocham go, tak jakby nim był. Jest trochę nad opiekuńczy. - Stwierdza. - Gdy miałam 12 lat miałam swojego pierwszego chłopaka, a Harry go pobił, bo złapał mnie za rękę. - Śmieje się. - Z kolei mój ostatni związek skończył się podobnie. 
- Pobił go, bo złapał cię za rękę?! - Krzyczę, a ludzie się na nas patrzą, więc mówię ciche „Przepraszam” i znów patrzę na Edwards. 
- Nie. To.. wyglądało trochę inaczej. - Pezz nie musi mówić dalej, żebym wiedziała, że były chłopak chciał się do niej dobrać, a Harry go pobił. 
- Przykro mi. - Mówię.
- Jest okey. - Uśmiecha się. - Teraz mam Zay…Właściwie to nie mam, ale wiesz.. - Mówi, a ja ponownie nic nie rozumiem. 
- Jak to? - Pytam.
- Po tej całej sytuacji z Julie,tobą.. trochę się posprzeczaliśmy. 
- Jak bardzo?  
- Trochę bardzo. 
- Perrie!
-  No, ale ja nic nie poradzę! Gdyby tego nie wymyślił to nic by się nie stało, ale nie! On musi porywać 6 letnie dziewczynki. - Ścisza głos, gdy wypowiada ostatnie zdanie. Wzdrygam się, gdy myślę o całej tej sytuacji, ale nic nie mówię. Penetruje wzrokiem pobliskie stoliki i oceniam, czy nikt tego przypadkiem nie usłyszał. W kawiarni są tylko osoby : grzebiąca w cieście marchewkowym wnuczka, wraz z czytającą gazetę babcią i rozmawiająca przez telefon kobieta z wyraźnie znudzonym mężczyzną. Każdy jest zajęty swoimi sprawami, więc odwracam się z powrotem do blondynki, która czyta SMS'a i się uśmiecha. 
- Czy to Zayn? - Pytam, a ona odrywa wzrok od telefonu. 


- Nie. - Unosi kąciki ust.
- To kto? - Zwężam brwi, czekając na odpowiedź. 
- Ja… - Zaczyna się rozglądać, a po chwili wstaje. - Muszę już iść. - Mówi i zakłada torbę na ramię. - Kocham cię Di! - Krzyczy i znika za rogiem. Moje usta układają się w literę "O", po czym wstaje i kieruje się w stronę domu. 

*z perspektywy Niall'a

- Cześć! - Krzyczę do znajomej blondynki, na co ona uśmiecha się szeroko. 
- Hej. - Odpowiada, całując kąciki moich ust. 
- Co z Zaynem? - Pytam, a ona odwraca wzrok. Wiem, że nie powinienem zaczynać od tego tematu, ale męczy mnie to od kąt zaczęliśmy się spotykać, nie chce go ranić, jest moim przyjacielem, choć wiem, że tak nie zostanie. Gdy patrzę na nią jestem w stanie zrobić dla niej wszystko, nawet stracić mulata, choć wiem, jakie to głupie z mojej strony. Wiem też, że ona by nie chciała, by tak było. 
- Niall… Ja… Nie wiem, czy chce… - Odpowiada i siada na moim łóżku. 
- Kochanie… Powiesz mu kiedy będziesz chciała. - Mówię i zaczynam całować ją namiętnie. Dziewczyna kładzie się na łóżku i oddaje moje pocałunki. Wsuwam swoją dłoń pod jej koszulkę. 


* z perspektywy Perrie

Wybiegam z domu Nialla, wkrótce po uprawianiu z nim sexu. Czuje się strasznie, gdyż wiem, że to nie jest pierwszy raz. Siadam na ławce w pobliskim parku i patrzę w gwiazdy. Nie mam bladego pojęcia co mam zrobić. Od zawsze blondyn mi się podobał, dzielił ze mną coś niezwykłego, potrafił mnie wysłuchać i zawsze był ze mną, ale Zayn.. to go kochałam od początku i nadal go kocham, ale bez Nialla… Ech, to bez sensu! Przecież, gdy wybiorę Zayna, Niall nie będzie chciał ze mną rozmawiać i wszystko mu powie, nawet nie będę miała co liczyć na związek z mulatem, a jeśli wybiorę Nialla, stracę Zayna.

" - Podobasz się Zaynowi. - Wyznaje mi nowo poznany farbowany blondyn, gdy idziemy ulicą w stronę mojego domu. 
- Zresztą nie tylko mu. - Dodaje, a ja się zatrzymuje. 
- Co? - Pytam. 
- Jesteśmy. - Mówi i całuje mój policzek pokazując na mój dom naprzeciwko naszej dwójki."

To była pierwsza sytuacja, kiedy dał mi małą wskazówkę, co do mnie czuje. To było już całe 3 lata temu. 

" - Niall! - Wołam wchodząc do jego pokoju. 
- Co? - Uśmiecha się zeskakując z łóżka. 
- Jestem z Zaynem! - Krzyczę i rzucam się na niego, a on uśmiecha się lekko, życząc mi szczęścia." 

Druga wskazówka, a ja nic, jak grochem o ścianę. 

" - Nie płacz. - Mówi. - Nie był ciebie wart. - Dodaje i przytula mnie mocniej. 
- Och Niall.. - Łkam. - Jak widziałam go całującego się z tą dziewczyną to, to coś we mnie pękło. - Mówię.
- Myślę, że będę potrafił to posklejać. - Mówi i całuje mnie." 

I tak zaczął się nasz romans. Bo tak, to wszystko to romans. Od tego czasu potajemnie spotykamy się u niego w wynajętym mieszaniu o którym wiem tylko ja i on. 

" - Siadaj. - Wskazuje kanapę. 
- Niall, nie wiem, czy dobrze robimy. - Mówię i wykonuje jego polecenie. 
- Perrie.. Ja jestem szczęśliwy i ty też. Zayn dowie się w swoim czasie, nie przejmuj się. - Mówi i napiera na mnie całym swoim ciałem. 
- Tak bardzo cię kocham. - Dodaje."

Był to pierwszy raz, kiedy NA PRAWDĘ zdradziłam Zayn'a. Uprawiałam z Niallem sex, nie zważając na nikogo i na nic, nie myślałam, a teraz żałuje. I tak przez pełne pół roku zdradzałam Malika. Nigdy nie myślałam nad konsekwencjami, zawsze mówiłam, że " Samo się rozwiąże.". Teraz wiem, że to nie prawda. 




***

No więc tak, 
mamy rozdział 9 :))
Cieszycie się? 
Ja szczerze mówiąc bardzo.
Jest dość długi, 
trochę skomplikowany, prawda? 
Wielu rzeczy się dowiadujecie, nie? 
Rozdział głównie o Perrie, 
ale cóż…
Lubię ją i chciałam rozwinąć też temat innych bohaterów, 
zaczynając od niej. 
W następnym rozdziale więcej 
Harrego i Diany, 
ale nie zabraknie też innych. 

Liczę na wiele komentarzy i dziękuje 
za 1000 wyświetleń <3


Kocham was mocno, 
Mary. 




niedziela, 14 września 2014

Wróciłam.

Zacznijmy od tego, że 
wróciłam z obozu integracyjnego.
Jeśli kogoś by to interesowało,
to powiem, że było zajebiście!
Jeśli nie, 
to przejdę do następnej sprawy. 
Nie uważam, 
że wymagam dużo. 
Bo czy parę komentarzy to dużo? 
Nie. 
A pod ostatnim rozdziałem nie było ani 1 komentarza. 
Czy jestem zła?
Nie.
Czy chce zaprzestać pisania bloga?
Nie. 
Najgorsze co może być w blogowaniu, 
jest zawieszenie bloga. 
Szczególnie w środku historii.
To po prostu strata czasu dla ciebie i dla czytelników. 
Jestem zawiedziona. 
Chyba tylko tyle. 
Chciałabym, żeby komentarze pojawiały się systematycznie, 
żebym nie musiała o nie błagać,
ale 
"Życie to nie instytucja do spełniania życzeń"*
Mimo to, proszę, żebyście skomentowali ten post i rozdziały, 
chociaż ostatni i następne. 

Kocham mocno, 
Mary.


P.S. Cytat z jednej z moich ulubionych książek "Gwiazd naszych wina" 
autorstwa Johna Greena. 



wtorek, 9 września 2014

Rozdział 8 "Jak miałabym nie żyć, to już bym nie żyła"


Jeśli to czytasz to zostaw po sobie komentarz :) Dla ciebie to chwila, a dla mnie uśmiech i motywacja :)


                                                   "Od szaleństwa do szaleństwa - takie jest życie!" 
Charles Dickens

* z perspektywy Harrego

- Stary.. - Mówi mulat, podchodząc do mnie. - Nie wiem o czym mówisz.
- Nie chrzań. - Syczę. - Nie ma jej u the Devil's, sprawdzałem. 
- Ale o czym ty gadasz? - Krzyczy, wznosząc ręce do góry. Układam usta w cienką kreskę i przeczesuje włosy. Wiem, że to on, po prostu wiem. 
- Powiedziałeś, że znalazłeś super okazję. Porwanie. Łatwa zdobycz, duża kasa… - Zaczynam wyliczać, ale on mi przerwa. 
- Chwila, chwila. - Śmieje się. - Chodzi ci o TĄ Julie? Małą brunetkę, około 6 lat? - Pyta.
- Tak. - Odpowiadam krótko i przyglądam mu się z większą uwagą. 
- Jezu. - Śmieje się jeszcze głośniej. - Myślałem, że znowu chodzi ci o jakąś laskę, sorry Harry, ale za młoda jest dla ciebie! - Żartuje, a ja mam dość jego idiotycznych żartów. Odwracam się, by ochłonąć.
- Przestań. - Nakazuje, a on szybko się ucisza. - Co ci wpadło do głowy, żeby porwać małe dziecko, idioto?! - Krzyczę. Zayn patrzy się na mnie dziwnie i mruży oczy w zastanowieniu. 
- Nie rozumiem. - Mówi po chwili. - Nigdy ci to nie przeszkadzało. - Przypomina, a ja chowam twarz w dłoniach. 
- Dopóki to nie była siostra Diany! - Syczę i patrzę na niego z wyrzutem.
- Ja-jak to? - Jąka się, a ja robię się jeszcze bardziej wściekły, o ile to możliwe. 
- Normalnie. Diana NORTON, Julie NORTON, serio nic ci to nie mówi? - Mówię zirytowany. 
- Boże! - Krzyczy. - Perrie mnie zabije! Przecież to siostra jej przyjaciółki! 
Jest mi żal Malika, bo wiem jaka Pezz potrafi być gwałtowna. Nie raz zdzieliła go.. i to porządnie, bo przecież Zayn jej nie odda. Jednakże byłem zadowolony, że mu się dostanie, chociaż pewnie mi też. 
Z niewiadomych powodów robi mi się nieprzyjemnie gorąco, gdy myślę o wkurzonej Dianie. Przygryzam nerwowo wargę i ponownie odwracam się od chłopaka. 


Wiem, że to moja wina. Pozwoliłem mu na porwanie, ale na litość boską nie miałem pojęcia, że to będzie Julie! Zastanawiam się, czy dziewczyny o tym wiedziały. W końcu gang składał się nie tylko ze mnie, Zayna, Nialla, Louisa i Liama, ale i z Eleonor i Perrie. Mrugam kilkakrotnie oczami.
- Musimy ją wypuścić. - Mówię. 
- Musisz powiedzieć Dianie. - Powiadamia, a ja wiem, że ma rację. Przeczesuje ręką włosy, przez co parę z nich zostają wyrwane. Mówiąc Norton o tym.. WSZYSTKIM, zepsuł bym coś, czego jeszcze nawet nie zacząłem. Ale z drugiej strony, może lepiej jej powiedzieć o tym teraz… zanim to "coś" się jeszcze nie zaczęło, o ile w ogóle się zacznie. 
- Po co? - Pytam obojętnie. 
- Chyba mi nie powiesz, że to kolejna dziewczyna do pieprzenia, Styles! - Podnosi ton. 
"Oczywiście, że nie!" - Krzyczę w myślach. 
- Tak. - Odpowiadam. 
- Nie ten typ. - Stwierdza Zayn. Wiem, że ma rację. 
"Zbyt często ją ma." - Krzywię się. 
- Zaprowadź mnie do niej. - Malik kiwa głową i prowadzi mnie w głąb korytarza, otwiera ostatnie drzwi po lewej i idzie pierwszy, chociaż doskonale wiem, gdzie mam iść. Po kilku metrach potykam się o pierwszy schodek, o którym zapomniałem. Zayn prycha, a ja nie reaguje na jego zaczepkę. 
Schodzę po schodach i po chwili znajduje się w zupełnie ciemnym pomieszczeniu. Chłopak łapię za sznureczek, nad swoją głową i ciągnie za niego, przez co w pokoju zapala się światło. Widzę około 10 drzwi ustawionych naprzeciw siebie. Wiem co znajduje się za każdymi z nich. Pierwsze. Lucas Dominic Black. Szef gangu wężów. Popierdolony koleś, bez uczuć. Zrobił wiele złego, ale najgorsze było morderstwo… ech, nie ważne. W każdym razie właśnie dlatego tu jest. Drugie drzwi. Angelina Maria Callum. Okropna baba. Macocha Niall'a. W zasadzie nadal nie wiem, dlaczego tu jest, bo blondyn nie chce nic powiedzieć, ale jako pełnoprawny członek gangu, może trzymać tu kogo chce. 
Za następnymi trzema parami drzwi znajdują się kolejni członkowie gangu "The Wanted". Straszni ludzie, straszna nazwa. Krótko mówiąc, dobrze, że się tu znaleźli. Inne masywne drzwi przetrzymują paru szefów przeciwnych nam ganków, kilka dilerów narkotykowych, parę niewinnych porwanych osób i.. Julie. Zayn otworzył ostatnie drzwi, a ja przepchałem się, by wejść do pomieszczenia, jako pierwszy. Przewrócił oczami, ale ja nie zwróciłem na to uwagi. Mała dziewczynka siedziała skulona na brzegu łóżka. Pokój był inny, od reszty. Ściany były szare, nie czarne. Łóżko nie było zepsute i miało pościel, a duża lampa dawało dobre oświetlenie w pokoju. Oprócz tego łóżko przyozdabiał biały, pluszowy miś z zielono-niebieską kokardkę i złotym serduszkiem na łapce. 
- Chce do domu. - Mówi mała postać i sięga po maskotkę mocno ściskając ją w małych rączkach. 
- Jesteś Julie, tak? - Ignoruje jej poprzednią wypowiedź. 
- Taak. - Odpowiada spoglądając na mnie. Mam na sobie tylko jeden widoczny tatuaż, a reszta jest szczelnie przykryta, przez co nie sprawiam wrażenia tak przerażającego, jak wytatuowany na wszystkie strony mulat z kolczykiem w wardze. Pewnie też dlatego dziewczynka się uśmiecha.
- Jesteś strasznie podobny do chłopaka, którego ma na tapecie moja siostra - Śmieje się. 
- Chyba, że to ty. - Stwierdza.
- Harry. - Powiadamiam, siadając obok niej. O dziwo dziewczynka nie odsuwa się.  
- Tak! - Krzyczy. - Więc to ty. - Mówi. Uśmiecham się lekko. Diana ma MNIE na swojej tapecie? Chce mi się śmiać na tą myśl, ale skoro Julie tak mówi.. Nie, nadal w to nie wierzę. 
- Nie szczerz się tak. - Kręci głową. Śmieje się. 
- Jesteś pierwszą osobą, która się do mnie uśmiecha od 2 dni. To interesujące. - Jej sposób wypowiadania nie pasuje do jej wieku, ale nic nie mówię. 
- Tak, czy siak, chce do domu. - Powiadamia, a ja wzdycham. 
- Jeszcze nie teraz. -Mówię, a ona rzuca misia w ścianę naprzeciwko, ale zaraz podbiega do niego i przeprasza, mówiąc, że "to nie jego wina, że jakieś pacany ją porwały".
- Okey, ale błagam wstawcie tu okna! - Krzyczy. Strasznie dziwi mnie jej postawa. 
- Nie boisz się nas? - Pytam, mimo, że nie powinienem. Jej mina blednie na chwilę, ale potem znów zastępuje ją uśmiech. 
- Jakoś nie. - Stwierdza. - Jak miałabym nie żyć, to już bym nie żyła, a jak chcecie okupu, to tata zapłaci, więc.. w sumie nie, nie boje się. Za dużo naoglądałam się "Kryminalnych zagadek" z Dianą. - Śmieje się i planuje miejsce, gdzie umiejscowić okno i kolor firanek. Stwierdza, że skoro ma tu spędzić jeszcze trochę czasu, to nie  w tym "zapyziałym mieszkanku szczurów", których ona z jej siostrą tak się boją. Julie to urocze dziecko, cały czas opowiada o jej przygodach z siostrą. Dziwie się, że więcej nie wspomina o domu, o rodzicach, ale się nie odzywam. Wyciągam telefon i piszę do Perrie. 

Do: Perrie Edwards

" Wiem, gdzie jest Julie." 

Naciskam przycisk "Ok", który zastępuje przycisk "Wyślij" w iPhonach. Po paru minutach wywody dziewczynki zostają zatrzymane, przez telefon Pezz. 
- Gdzie ona jest?! - Krzyczy do słuchawki. 
- U nas. - Wzdycham. 
- Co?! - Wydziera się tak, że odsuwam telefon od ucha.
- Niech zgadnę. - Zaczyna. - To Zayn. 
-Taak. - Mówię.
- Ugh. Dobra, nie ważne. Trzeba ją wypuścić, powiedzieć Dianie, o boże! To wszystko za szybko! Będę za chwilę! - Mówi, a ja odkładam telefon na szafkę, obok łóżka dziewczynki, która kontynuuje, odkąd skończyłem.

* z perspektywy Perrie…

Decyduje się na telefon do Diany, zanim Harry będzie mnie przekonywał do złych stron mojego pomysłu. Już wykręcam numer, kiedy panikuje i wysyłam SMS. 

Do: Diana Norton

" Bądź w domu chłopaków o 17, czekamy ;*" 

Patrzę na zegarek, do przybycia Dani jest godziną. Powinnam się wyrobić. Wychodzę z samochodu i otwieram drzwi, które jak zwykle nie są zamknięte na klucz. Schodzę do piwnicy i znajduje otwarte drzwi, z którego środka słyszę krzyki. Biegnę, myśląc, że coś się dzieje Julie, ale gdy dobiegam do drzwi widzę Harrego klękającego na kolanach przed dziewczynką. 
- Co… o co tu chodzi? - Pytam śmiejąc się. 
- Harry próbuje namówić Julie, żeby przestała gadać. - Mówi Zayn, którego dopiero teraz zauważyłam, pewnie przez to, że zwija się na podłodze ze śmiechu. Z całej siły staram się, by do niego nie dołączyć. 
- Jestem Perrie. - Mówię do dziewczynki, a ona uśmiecha się i przytula mnie. To miły gest. Jest taka podobna do Diany… 
- Julie, a ten twój kolega to straszny cymbał. - Używa typowego słownictwa z podstawówki, przez co śmieje się jeszcze bardziej z naburmuszonego Harrego. 
Zanim się orientuje, dochodzi 17, a w drzwiach staje Dan. 
- Julie? - Pyta cicho i patrzy się na nas. Do wygląda dziwnie. Czwórka jej nowych przyjaciół w piwnicy z jej zaginioną młodszą siostrą. 
- Co do cholery? 

***
Hah, 
no tak, nie długi, ale jest xd
A jak uprzedzałam MIAŁO NIE BYĆ ;)
Ale stwierdziłam, 
że powinnam :))

Mam nadzieję, 
że to docenicie w swoich komentarzach… 

Tak więc następny rozdział pojawi się najpewniej w niedziele, 
choć nie wiem, czy nie później… 

Dobra, 
mam nadzieję, 
że rozdział się podoba i nie wyssał z was energii do życia.. 

Kocham was mocno,
Mary.