"Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić,
bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny."
Ernest Hemingway
* z perspektywy Diany…
Jest równo 19.30, kiedy wychodzę z domu na spotkanie z Harrym. Na dworze jest zimno, więc zapinam moją skórzaną kurtkę, tym samym zasłaniając pistacjową, koronkową bluzkę z długimi rękawami. Splatam swoje ręce na klatce piersiowej, w celu dodania sobie odrobiny ciepła, ale i tak to nie pomaga. Zrezygnowana próbuje włożyć dłonie do kieszeń w kurtce, ale jak na złość są one zrobione "dla zmyłki"( kieszeń jest zaszyta ), więc opuszczam ręce wzdłuż ciała. Mimo, że na zewnątrz jest mi cholernie zimno, a palce u rąk i nóg aż drętwieją to cała pocę się na wieść o spotkaniu ze Stylesem. Nerwy zjadają mnie od środka, a ja nie potrafię nakarmić ich niczym innym, jak tylko moim strachem, za co szczerzę siebie nienawidzę. Jestem w parku wcześniej niż powinnam, więc siadam na ławce obok fontanny, przy której jesteśmy umówieni. Pocieram dłonie o ramiona, przez co moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Rozglądam się po parku, ale ku mojej uldze nie widzę jeszcze loczka w pobliżu. Za szybko zdecydowałam się na tą rozmowę, nie jestem na nią gotowa, a może jestem? Co mu powiem? Powinnam dać mu mówić i siedzieć cicho. Uznaje, że to dobry pomysł i wyciągam z tylnej kieszeni moich rurek telefon. Jest 19.55, a ja widzę chłopaka zmierzającego w moim kierunku. Zastanawiam się, czy wstać, w końcu jestem na niego zła, ale może powinnam okazać trochę szacunku, zanim dupa przymarznie mi do ławki? Śmieje się ze swojej głupoty i wstaje, przez co czuje jeszcze mocniejszy wiatr na swojej twarzy. Wzdrygam się z zimna. Jest ciemno, w końcu nadchodzi jesień, a ja besztam się za nieodpowiedni strój. Postać jest coraz bliżej, a ja mam coraz większe wątpliwości co do tożsamości danej osoby. Zagryzam nerwowo wargę, gdy nie dostrzegam charakterystycznej burzy ciemnych loków na głowie. Przełykam głośno ślinę i zaczynam się cofać. Chłopak wchodzi w siadło latarni, a ja zamieram.
- E-Edward. - Choć tak bardzo nie chce pokazać, jak się go boje, mój głos wszystko zdradza i natychmiast policzkuje się w myślach za odezwanie się do tego zboczonego, ponurego typa, który równie dobrze mógłby teraz gnić w piekle, jak pewnie kiedyś skończy.
- Witaj kochanie, tęskniłaś? - Pyta, zmniejszając odległość między nami. Przestraszona cofam się, przez co prawie wpadam na ławkę, ale szybko odzyskuje równowagę.
Odwaga, odwaga, odwaga…
Powtarzam w myślach, by nie wytrącić się z równowagi. Jestem jeszcze bardziej wściekła na Harrego, który spóźnia się już z 10 minut, bo zostawił mnie tu z tym typem, który ewidentnie rozbiera mnie wzrokiem, a ja marzę o wsadzeniu swojej pięści do jego gardła.
- Nie, nie tęskniłam. - Mówię pewniej, niż myślałam, że potrafię. Uśmiecha się i przejeżdża dłonią po moim policzku, na co instynktownie chce się odsunąć, ale jego druga ręka, twardo przylegająca do mojego pasa uniemożliwia mi jakikolwiek ruch.
- Odsuń się. - Proszę.
- Wiesz… - Mówi przenosząc ręce na mój tyłek, przez co sztywnieje. - Może nawet bym cię zostawił… - Chce odetchnąć z ulgą, ale zanim to robię dodaje. - ale tego nie zrobię. Z Harrym mamy swoje porachunki, a ty mi to tak niezmiernie ułatwiasz, że chyba powinienem ci podziękować. - Wszystko potem dzieje się tak szybko, że trudno jest mi się we wszystkim połapać. Jego ręce na mojej buzi, uniemożliwiające mi krzyki, dwóch ( bardzo ) masywnych mężczyzn wpychających mnie do czarnego samochodu, śmierdząca szmata, przy moim nosie i nic. Ból, płacz i ciemność.
* z perspektywy Harrego…
Szybkim krokiem zmierzam ku ulubionemu miejscu Diany w parku nieopodal szkoły. Jestem spóźniony jak zwykle. 20.15, kurde Styles! Założę się, że już jej tam nie ma, albo jest, ale jeszcze bardziej wkurzona, niż była, a w najgorszym przypadku pomyśli, że mi nie zależy. W końcu dobiegam ( kiedy zacząłem biec? ) do miejsca naszego spotkania, ale nie widzę kasztanowych loków dziewczyny i jej pięknych brązowych oczu.. albo chociaż jej irytującego uśmieszku na ustach, kiedy znowu zrobiłem coś źle. Rozglądam się i słyszę krótki, stłumiony wrzask, wrzask kobiety, wrzask Diany. Biegnę ku źródle dźwięku, ale zastaje tylko odjeżdżające, duże, czarne BMW, pięknie…
* z perspektywy Melanie…
- Diano Jessico Norton, jeśli natychmiast do mnie nie oddzwonisz dzwonię na policję, ale najpierw wyrzucę wszystkie słoiki Nutelli z całego domu! - Krzyczę nagrywając się po raz setny Di na sekretarkę, która ( na szczęście i o dziwo ) nie jest jeszcze pełna. Mam ochotę krzyczeć z bezradności, więc chwytam poduszkę by stłumić krzyk i wrzeszczę w nią. Oddycham z ulgą, bo po tej czynności czuję się na prawdę lepiej. Biorę telefon i piszę do Liama.
Do: Liam
" Nigdzie nie ma Diany, nie wiesz gdzie może być?"
Nie muszę długo czekać, by otrzymać wiadomość zwrotną od bruneta.
Od: Liam
" Chyba mamy problem…"
Trzaskam telefonem o pobliską ścianę i chowam twarz w dłoniach. Wiedziałam, że to tak się skończy, wiedziałam i, i tak się w to wpakowałam. Podnoszę iPhone z podłogi i oceniam jego stan, na szczęście nie uległ całkowitemu zniszczeniu ( nie licząc zbitej szybki, zawieszającym się ekranie i zmienianiem się tapety, nie przeze mnie, krótko mówiąc czeka mnie wycieczka do Apple. ), więc odblokowuje go i piszę do Liama.
Do: Liam
" Będę za 5 minut."
Piszę i chwytam dżinsową kurtkę z wieszaka, po czym zamykam drzwi na klucz i biegnę do samochodu. Cieszę się, że Julie nie ma z nami, bo zdecydowanie to nie jest sytuacja dla 5-latki.
Po paru minutach pukam, a raczej wale, pięścią w drzwi domu chłopaków. Otwiera mi Niall, który wyjątkowo nic nie je. Wywracam oczami i wchodzę od razu krzycząc na wszystkich.
- Gdzie ona do cholery jest?!
- Nie wrzeszcz tak. - Prosi cicho Perrie. W salonie siedzą wszyscy Niall, Liam, Louis, Zayn, Perrie, Eleonor i Harry.
- Ty. - Syczę, podchodząc do loczka. - Mówiła, że idzie spotkać się z tobą. - Krzyczę, nie potrafiąc się opanować.
- Ed ją zgarnął. - Mruknął.
- The devils? - Pytam, a wszyscy kiwają głowami, które w tej chwili z niewiadomych przyczyn mam ochotę im wyrwać.
- SUPER! PO PROSTU ZA-JE-BI-ŚCIE! - Wrzeszczę, kręcąc się nerwowo po salonie.
- Co teraz? - Pyta Louis, a ja mam chce go walnąć i robić tak dopóki nie przestanie rzucać głupimi pytaniami.
- Trzeba jej poszukać. - Wstaje Perrie, jedyna mądra! - The Devils raczej nie są przyjaźnie nastawieni. - Mówi, a Harry wstaje i prawie wywala się biegnąc do auta. Reszta bierze z niego przykład, a parę minut później zwiedzamy Londyn i jego okolice w poszukiwaniu brunetki.
* z perspektywy Diany…
Spałam, bo gdybym nie spała, to nie miałabym tak ciemno przed oczami, tak? Orientuje się, że nie śpię, kiedy nieprzyjemne dreszcze drażnią moje ciało. Gwałtownie otwieram powieki i widzę, cóż… nic, nie widzę. W pomieszczeniu jest tylko jedno źródło światła, którym jest żarówka wisząca na pojedynczym kabelku, dzięki niej widzę szare, poobdrapywane ściany, materac z którego wystają sprężyny i na którym siedzę i rury, nade mną, do których mam przykute ręce. O mój boże, wyłączcie to światło! Głowa boli mnie tak, jakbym wczoraj wypiła 10 litrów wódki i popiła ją jeszcze paroma litrami innych alkoholi i choć wiem, że to niedorzeczne to w duchu proszę, żeby tak właśnie było, a wizję porwania całkowicie wyrzucam ze swojej głowy, dopóki nie widzę w progu krzywego ryja Ed'a, mam ochotę zdrapać mu ten uśmieszek z twarzy, ale przykute ręce mi to uniemożliwiają.
- Księżniczka się obudziła. - Mówi.
- Gdzie jestem? - Pytam, ignorując jego wypowiedź.
- Och, w Londynie. - Uśmiecha się wrednie. - A reszty już nie mogę ci powiedzieć.
- Czemu tu jestem? Czego ode mnie chcesz? - Pytam ponownie.
- Harry i ja mamy pewne niedokończone sprawy. - Wyjaśnia. Krzywię się, gdy siada praktycznie na mnie i muska mój policzek swoimi wargami, chce go odepchnąć, ale nie mam jak, wiedząc to Edward zjeżdża pocałunkami niżej, a ja zaczynam płakać, wiedząc jak to się skończy.
***
Rozdział nie jest zbyt długi,
ale trzymając się zasad, rozdziału w ogóle nie powinno być.
Jest mi przykro,
że nikt nie komentuje, ale cóż?
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem znajdzie się trochę komentarzy…
Kocham mocno,
Mary.
Omg *_* jezuu prosze zeby harry zdarzyl na czas!!! ❤
OdpowiedzUsuńOMGF! Nieeee Di musisz być silna ! Harry na pewno Cię uratuje! <3
OdpowiedzUsuńTak jestem Anonimowa ;* Ale to nie znaczy, że mnie nie znasz gęsio <3 Masz dodać szybko post, bo inaczej pójdziesz w krzaki <3 Kocham Cię -A.
OdpowiedzUsuń