"Prawdziwa miłość zaczyna się tam,
gdzie niczego już w zamian nie oczekuje.''
Antoine de Saint-Exupery
* z perspektywy Harrego…
- Ile razy będę musiał ci jeszcze mówić, że jej tutaj nie ma zanim to zrozumiesz? - Słyszę donośny głos Louisa, któremu już pękają nerwy od moich natarczywych pytań. Krzyczy tak głośno, że aż odsuwam telefon od ucha i przystawiam go z powrotem dopiero po paru sekundach.
- W takim razie gdzie jest? - Pytam mocując się z kolejnymi drzwiami od opuszczonego magazynu na obrzeżach Londynu.
- Nie wiem stary, ale musimy ją szybko znaleźć, jadę dalej. - Mówi, a ja szepce ciche "Ok" i rozłączam się, po czym wkładam telefon do kieszeni kurtki i ponownie męczę się z otworzeniem drzwi. W końcu zamek ustępuje, a ja mogę wejść do ciemnego pomieszczenia. Wzdycham, kiedy ponownie nic nie znajduje, a w budynku panuje kompletna cisza. Wsiadam do swojego samochodu zastanawiając się gdzie jeszcze mogę się udać. Jest już tylko jedno miejsce, a mnie jakby olśniewa, gdy tylko moje myśli skupiły się na nim. Chwytam komórkę, mając nadzieję, że nie zabije się prowadząc jedną ręką i wysyłam SMS do Perrie.
Do: Perrie
" Stara fabryka zabawek."
Licząc, że blondynka zrozumie wysyłam wiadomość i rzucam telefon na sąsiednie siedzenie. Przyciskam pedał gazu, aż w końcu uzyskuje zamierzoną szybkość. Po 10 minutach znajduje się pod celem mojej podróży. Chwytam broń ze schowka w samochodzie i cicho błagam, by wystarczyła mi do przyjazdu reszty grupy. Słyszę krótki dzwonek, oznaczający przybycie SMS'a.
Od: Perrie
"Będziemy za chwilę, nie wchodź tam sam."
Prycham, gdy odczytuje treść wiadomości. Mimo prośby zakradam się do tylnych drzwi fabryki i wyważając je wchodzę do budynku. Dwóch osiłków od razu się na mnie rzuca, ale ja daje sobie z nimi radę bez użycia broni. Zastanawiam się, gdzie iść, ale gdy słyszę damski krzyk zaczynam biec w tamtą stronę.
* z perspektywy Diany…
- Zostaw mnie! - Krzyczę i zostaje uderzona po raz kolejny, mam na sobie już samą bieliznę, a on jest najwyraźniej z tego niebywale usatysfakcjonowany. Mdli mnie, gdy myślę o jego brudnych zamiarach względem mojej osoby. Ratuje mnie blondyn, o nie zbyt przyjemnych wyrazie twarzy, który każe natychmiast pójść z nim, bo jak twierdzi "mają kłopoty". Nic mnie nie obchodzi, jakiego rodzaju są to kłopoty. Oddycham z ulgą, gdy chłopak schodzi ze mnie i mrucząc przekleństwa pod nosem wychodzi z pomieszczenia. Jest mi zimno i czuje się niebywale.. brudna. Chce płakać, ale nie mogę wydusić z siebie już ani jednej łzy. Czy możliwe jest, by łzy się skończyły? Słyszę krzyki, na których dźwięk się wzdrygam. Czy już tak szybko wraca? Podkurczam nogi tak, że kolana dotykają brody, chce objąć je rękami, ale nie mogę, przez co uczucie dyskomfortu ponownie wzrasta. Zaczynam się trząść, kiedy krzyki, strzały i ciężkie kroki zbliżają się do drzwi. Mrugam kilkakrotnie oczami, kiedy zauważam postać przy framudze drzwi do pokoju, w którym się znajduje.
- H-Harry? - Myślę nad tym, czy nie mam zwidów, ale gdy chłopak rozwiązuje sznurki na moich rękach, wiem, że to prawda. Niespodziewane uczucie euforii atakuje mnie i z całych sił przytulam się do chłopaka o brązowych lokach. Uśmiecha się do mnie lekko i bierze na ręce. Uśmiech znika z jego twarzy, gdy widzi wiele siniaków na.. cóż, na całym moim ciele. Chce go przekonać, że wszystko jest już dobrze, ale stać mnie tylko na położenie głowy na jego klatce piersiowej. Trzymając mnie wybiega z pokoju i biegnie korytarzem w kierunku z którego dochodzą kolejne strzały. Dlaczego biegnie akurat tam, dlaczego nie biegnie w drugą stronę, która teraz wydaje mi się niesamowicie bezpieczna.
- H-Harry, b-boje się.. - Szepce, a on odwraca głowę ku mnie.
- Nie ma czego księżniczko, już jesteś bezpieczna. - Całuje moją głowę. Przez chwilę czuje się bezpiecznie, wszelkie zmartwienia zamykają się w otchłani mojego umysłu i nie mają zamiaru wyjść, ale gdy kula przelatuje tuż nad moim uchem zaczynam panikować. Chce wyrwać się z rąk Harrego i biec jak najszybciej w którąkolwiek stronę, byle by tylko znaleźć się jak najdalej od tego.. wszystkiego. Hazza stawia mnie na ziemi, ale nadal podtrzymuje jedną ręką. Gdy widzę pięć mocno zbudowanych chłopaków biegnących w naszą stronę robi mi się nie dobrze. Zastanawiam się co Harry ma zamiar zrobić. Jego szczęka jest mocno zaciśnięta, gdy biegniemy w drugą stronę. Drzwi od przeciwnego korytarza otwierają się, a my jesteśmy w pułapce.
* z perspektywy Perrie…
- To bez sensu! - Krzyczy Zayn kopiąc w wielki kamień na totalnym pustkowiu, na które wywiózł nas Louis. Łapie się za głowę z bezradności i łapie za telefon w nadziei, że Harry nie był na tyle głupi i nie wszedł tam na własną rękę. Biorę przykład z mojego chłopaka w jak najmocniej walę w kamień. Krzywię się czując przeszywający ból w stopie, przez co jestem jeszcze bardziej wściekła.
- Gdzie ty nas wywiozłeś? - Krzyczy zestresowana Melanie, która najchętniej udusiła by Lou tu i teraz.
- Uspokójcie się. - Prosi Liam. - Musimy coś wymyślić. - Stwierdza, a ja mam ochotę rzucić w niego jakiś zgryźliwy komentarz, ale powstrzymuje się wiedząc, że to i tak nic nie da.
Wsiadamy do samochodu, a Payne postanawia zostać kierowcą wyganiając Louisa na tylne siedzenia. Siedzimy chwilę, a Niall próbuje połapać się w mapie, którą znalazł gdzieś w bagażniku.
* z perspektywy Harrego…
Chce na czymś wyładować swoją energię, ale jak. Nogi i nadgarstki przywiązane do krzesła w żadnym stopniu mi nie pomagają, a Diana siedząca na krześle za mną jeszcze bardziej mnie przygnębia. Karcę siebie za głupotę i kolejny raz postanawiam, że mógłbym chociaż raz posłuchać Perrie.
- Przepraszam. - Szepce dziewczyna, a ja chce się do niej odwrócić, ale przez te cholerne sznurki nie mogę.
- Za co? - Marszczę brwi.
- Za to, że tu jesteś. - Mówi. - Może gdybym była bardziej ostrożna to..
- Przestań! - Podnoszę głos. - To nie twoja wina, tylko moja. Jestem głupi, mogłem zaczekać na resztę, a nie wchodzić tu, jakbym chciał udowodnić, że sobie poradzę w każdej sytuacji.
Diana wzdycha i zadziera głowę do tyłu przez co dotyka mojej.
- I przepraszam za Julie. - Mówię. Wiem, że to nie odpowiednie miejsce, ale muszę jej to powiedzieć.
- Nadal nie rozumiem o co tu właściwie chodzi. - Odpowiada.
- Jestem szefem gangu. - Mówię cicho, jakby to miało cokolwiek pomóc.
- Co? - Słyszę jej głos. Jest równie cichy co mój.
- Mam gang. Ja, Niall, Zayn, Liam, Louis, Perrie, Eleonor i.. Melanie.
- Melanie?
- Tak.. Ale nie wiedziała o Julie.. zresztą jak my wszyscy.
- Ktoś chyba musiał wiedzieć. - Prycha, a ja przewracam oczami.
- Zayn wiedział. Znaczy.. Mówił coś o porwaniu, ale nie wiedziałem, że to będzie twoja siostra.
- Harry! Czy ty siebie słyszysz?! Czyli, jeśli było by to inne 6 letnie dziecko, nie będące moją siostrą to tak po prostu byś je porwał? - Zaczyna płakać, a ja nie wiem co zrobić. Czy zrobiłbym tak?
Nigdy nie porywałem dzieci i nie zamierzam, ale chyba bardzo nie poprawi jej to humoru.
- Nie porywam dzieci. - Wzdycham.
- O co chodzi z tym gangiem? Handlujecie narkotykami, porywacie, zabijacie, tak? - Pyta.
- Taak.. - Nie odpowiada, a drzwi do pomieszczenia z hukiem się otwierają.
- Proszę, proszę. - Edward uśmiecha się szyderczo, a ja mam ochotę walnąć go z całej siły w ten krzywy ryj.
- Harry Styles, no ciebie się tu nie spodziewałem. - Mówi i podchodzi bliżej mnie.
- Też miło mi cię widzieć. - Przewracam oczami.
- Minęło tak dużo czasu od tego wydarzenia, prawda? - Uśmiecha się szyderczo. - Jak ona miała? Lilli? - Pyta i kopie w moje krzesło.
"- Kocham go Harry, musisz się z tym pogodzić. - Mówi dziewczyna, poprawiając pasek od torby na ramieniu.
- Mama nie jest zadowolona, że się z nim spotykasz. - Odpowiadam mając nadzieję, że Lilli posłucha. - To moje życie, nie jej, ani nie twoje. - Syczy. Wybiega z domu, a ja siadam na kanapie i chowam twarz w dłoniach. Słyszę trzask i krzyk, więc wybiegam z domu. Na dworze jest ciemno, a mgła na pewno mi nie pomaga. Widoczność jest tak słaba, że ledwo co widzę czubki swoich butów. Wzdycham i zaczynam nasłuchiwać.
- Przestań, Ed! - Słyszę głos brunetki i biegnę w stronę miejsca, skąd dochodzi. Żałuje, że nie słuchałem wykładów mamy o orientacji w terenie.
- Zdradziłaś mnie, co?! - Słyszę krzyk. Głos ten nie należy do dziewczyny, jest gruby, zachrypnięty i przyprawia o dreszcze.. To jego głos.
- Nie, proszę, przestań! Nie zdradziłam cię na prawdę! - Widzę kłócącą się parę. Mimo nie sprzyjających warunków atmosferycznych dostrzegam wściekłe spojrzenie chłopaka.
Przyspieszam kroku, gdy podchodzi do niej i krzyczę, gdy zadaje pierwszy cios.
- Zostaw ją. - Cedzę przez zęby. Edward jest wyższy ode mnie i starszy, ale staram się zachować "dobrą minę do złej gry".
- Bo co? - Patrzy na mnie i zaczyna się śmiać, gdy widzi moją wkurzoną minę. Wyjmuje broń i odbezpiecza ją.
- Zasłużyłaś na to. - Powiadamia i strzela. Słyszę krzyk. To ja krzyczę? Podbiegam do niej i zamykam w szczelnym uścisku. Nie reaguje. Nie żyje.
- Moja mała siostrzyczka. - Jeszcze nigdy tak nie płakałem, chciałem jej wygarnąć, że miałem rację, że ją skrzywdzi, ale już nie mogę. Moja biała koszulka już cała przesiąkła krwią. Krwią mojej siostry.
- Zasłużyła na to. - Powtarza i rzuca bronią. Łapie ją i wystrzelam w jego nogę."
- Och płaczesz? - Śmieje się.
* z perspektywy Perrie…
- To bez sensu! - Krzyczy Zayn kopiąc w wielki kamień na totalnym pustkowiu, na które wywiózł nas Louis. Łapie się za głowę z bezradności i łapie za telefon w nadziei, że Harry nie był na tyle głupi i nie wszedł tam na własną rękę. Biorę przykład z mojego chłopaka w jak najmocniej walę w kamień. Krzywię się czując przeszywający ból w stopie, przez co jestem jeszcze bardziej wściekła.
- Gdzie ty nas wywiozłeś? - Krzyczy zestresowana Melanie, która najchętniej udusiła by Lou tu i teraz.
- Uspokójcie się. - Prosi Liam. - Musimy coś wymyślić. - Stwierdza, a ja mam ochotę rzucić w niego jakiś zgryźliwy komentarz, ale powstrzymuje się wiedząc, że to i tak nic nie da.
Wsiadamy do samochodu, a Payne postanawia zostać kierowcą wyganiając Louisa na tylne siedzenia. Siedzimy chwilę, a Niall próbuje połapać się w mapie, którą znalazł gdzieś w bagażniku.
* z perspektywy Harrego…
Chce na czymś wyładować swoją energię, ale jak. Nogi i nadgarstki przywiązane do krzesła w żadnym stopniu mi nie pomagają, a Diana siedząca na krześle za mną jeszcze bardziej mnie przygnębia. Karcę siebie za głupotę i kolejny raz postanawiam, że mógłbym chociaż raz posłuchać Perrie.
- Przepraszam. - Szepce dziewczyna, a ja chce się do niej odwrócić, ale przez te cholerne sznurki nie mogę.
- Za co? - Marszczę brwi.
- Za to, że tu jesteś. - Mówi. - Może gdybym była bardziej ostrożna to..
- Przestań! - Podnoszę głos. - To nie twoja wina, tylko moja. Jestem głupi, mogłem zaczekać na resztę, a nie wchodzić tu, jakbym chciał udowodnić, że sobie poradzę w każdej sytuacji.
Diana wzdycha i zadziera głowę do tyłu przez co dotyka mojej.
- I przepraszam za Julie. - Mówię. Wiem, że to nie odpowiednie miejsce, ale muszę jej to powiedzieć.
- Nadal nie rozumiem o co tu właściwie chodzi. - Odpowiada.
- Jestem szefem gangu. - Mówię cicho, jakby to miało cokolwiek pomóc.
- Co? - Słyszę jej głos. Jest równie cichy co mój.
- Mam gang. Ja, Niall, Zayn, Liam, Louis, Perrie, Eleonor i.. Melanie.
- Melanie?
- Tak.. Ale nie wiedziała o Julie.. zresztą jak my wszyscy.
- Ktoś chyba musiał wiedzieć. - Prycha, a ja przewracam oczami.
- Zayn wiedział. Znaczy.. Mówił coś o porwaniu, ale nie wiedziałem, że to będzie twoja siostra.
- Harry! Czy ty siebie słyszysz?! Czyli, jeśli było by to inne 6 letnie dziecko, nie będące moją siostrą to tak po prostu byś je porwał? - Zaczyna płakać, a ja nie wiem co zrobić. Czy zrobiłbym tak?
Nigdy nie porywałem dzieci i nie zamierzam, ale chyba bardzo nie poprawi jej to humoru.
- Nie porywam dzieci. - Wzdycham.
- O co chodzi z tym gangiem? Handlujecie narkotykami, porywacie, zabijacie, tak? - Pyta.
- Taak.. - Nie odpowiada, a drzwi do pomieszczenia z hukiem się otwierają.
- Proszę, proszę. - Edward uśmiecha się szyderczo, a ja mam ochotę walnąć go z całej siły w ten krzywy ryj.
- Harry Styles, no ciebie się tu nie spodziewałem. - Mówi i podchodzi bliżej mnie.
- Też miło mi cię widzieć. - Przewracam oczami.
- Minęło tak dużo czasu od tego wydarzenia, prawda? - Uśmiecha się szyderczo. - Jak ona miała? Lilli? - Pyta i kopie w moje krzesło.
"- Kocham go Harry, musisz się z tym pogodzić. - Mówi dziewczyna, poprawiając pasek od torby na ramieniu.
- Mama nie jest zadowolona, że się z nim spotykasz. - Odpowiadam mając nadzieję, że Lilli posłucha. - To moje życie, nie jej, ani nie twoje. - Syczy. Wybiega z domu, a ja siadam na kanapie i chowam twarz w dłoniach. Słyszę trzask i krzyk, więc wybiegam z domu. Na dworze jest ciemno, a mgła na pewno mi nie pomaga. Widoczność jest tak słaba, że ledwo co widzę czubki swoich butów. Wzdycham i zaczynam nasłuchiwać.
- Przestań, Ed! - Słyszę głos brunetki i biegnę w stronę miejsca, skąd dochodzi. Żałuje, że nie słuchałem wykładów mamy o orientacji w terenie.
- Zdradziłaś mnie, co?! - Słyszę krzyk. Głos ten nie należy do dziewczyny, jest gruby, zachrypnięty i przyprawia o dreszcze.. To jego głos.
- Nie, proszę, przestań! Nie zdradziłam cię na prawdę! - Widzę kłócącą się parę. Mimo nie sprzyjających warunków atmosferycznych dostrzegam wściekłe spojrzenie chłopaka.
Przyspieszam kroku, gdy podchodzi do niej i krzyczę, gdy zadaje pierwszy cios.
- Zostaw ją. - Cedzę przez zęby. Edward jest wyższy ode mnie i starszy, ale staram się zachować "dobrą minę do złej gry".
- Bo co? - Patrzy na mnie i zaczyna się śmiać, gdy widzi moją wkurzoną minę. Wyjmuje broń i odbezpiecza ją.
- Zasłużyłaś na to. - Powiadamia i strzela. Słyszę krzyk. To ja krzyczę? Podbiegam do niej i zamykam w szczelnym uścisku. Nie reaguje. Nie żyje.
- Moja mała siostrzyczka. - Jeszcze nigdy tak nie płakałem, chciałem jej wygarnąć, że miałem rację, że ją skrzywdzi, ale już nie mogę. Moja biała koszulka już cała przesiąkła krwią. Krwią mojej siostry.
- Zasłużyła na to. - Powtarza i rzuca bronią. Łapie ją i wystrzelam w jego nogę."
- Och płaczesz? - Śmieje się.
Spuszczam głowę.
- Twoja siostra była zdzirą, a ty jesteś taki sam jak ona. - Mówi, a ja nie kontroluje siebie.
***
Przepraszam za to,
że wcześniej rozdział się nie pojawił…
W każdym razie jest.
Myślę,
że jest okey…
Liczę na komentarze!
Kocham mocno,
Mary.