"Od szaleństwa do szaleństwa - takie jest życie!"
Charles Dickens
* z perspektywy Harrego…
- Stary.. - Mówi mulat, podchodząc do mnie. - Nie wiem o czym mówisz.
- Nie chrzań. - Syczę. - Nie ma jej u the Devil's, sprawdzałem.
- Ale o czym ty gadasz? - Krzyczy, wznosząc ręce do góry. Układam usta w cienką kreskę i przeczesuje włosy. Wiem, że to on, po prostu wiem.
- Powiedziałeś, że znalazłeś super okazję. Porwanie. Łatwa zdobycz, duża kasa… - Zaczynam wyliczać, ale on mi przerwa.
- Chwila, chwila. - Śmieje się. - Chodzi ci o TĄ Julie? Małą brunetkę, około 6 lat? - Pyta.
- Tak. - Odpowiadam krótko i przyglądam mu się z większą uwagą.
- Jezu. - Śmieje się jeszcze głośniej. - Myślałem, że znowu chodzi ci o jakąś laskę, sorry Harry, ale za młoda jest dla ciebie! - Żartuje, a ja mam dość jego idiotycznych żartów. Odwracam się, by ochłonąć.
- Przestań. - Nakazuje, a on szybko się ucisza. - Co ci wpadło do głowy, żeby porwać małe dziecko, idioto?! - Krzyczę. Zayn patrzy się na mnie dziwnie i mruży oczy w zastanowieniu.
- Nie rozumiem. - Mówi po chwili. - Nigdy ci to nie przeszkadzało. - Przypomina, a ja chowam twarz w dłoniach.
- Dopóki to nie była siostra Diany! - Syczę i patrzę na niego z wyrzutem.
- Ja-jak to? - Jąka się, a ja robię się jeszcze bardziej wściekły, o ile to możliwe.
- Normalnie. Diana NORTON, Julie NORTON, serio nic ci to nie mówi? - Mówię zirytowany.
- Boże! - Krzyczy. - Perrie mnie zabije! Przecież to siostra jej przyjaciółki!
Jest mi żal Malika, bo wiem jaka Pezz potrafi być gwałtowna. Nie raz zdzieliła go.. i to porządnie, bo przecież Zayn jej nie odda. Jednakże byłem zadowolony, że mu się dostanie, chociaż pewnie mi też.
Z niewiadomych powodów robi mi się nieprzyjemnie gorąco, gdy myślę o wkurzonej Dianie. Przygryzam nerwowo wargę i ponownie odwracam się od chłopaka.
Wiem, że to moja wina. Pozwoliłem mu na porwanie, ale na litość boską nie miałem pojęcia, że to będzie Julie! Zastanawiam się, czy dziewczyny o tym wiedziały. W końcu gang składał się nie tylko ze mnie, Zayna, Nialla, Louisa i Liama, ale i z Eleonor i Perrie. Mrugam kilkakrotnie oczami.
- Musimy ją wypuścić. - Mówię.
- Musisz powiedzieć Dianie. - Powiadamia, a ja wiem, że ma rację. Przeczesuje ręką włosy, przez co parę z nich zostają wyrwane. Mówiąc Norton o tym.. WSZYSTKIM, zepsuł bym coś, czego jeszcze nawet nie zacząłem. Ale z drugiej strony, może lepiej jej powiedzieć o tym teraz… zanim to "coś" się jeszcze nie zaczęło, o ile w ogóle się zacznie.
- Po co? - Pytam obojętnie.
- Chyba mi nie powiesz, że to kolejna dziewczyna do pieprzenia, Styles! - Podnosi ton.
"Oczywiście, że nie!" - Krzyczę w myślach.
- Tak. - Odpowiadam.
- Nie ten typ. - Stwierdza Zayn. Wiem, że ma rację.
"Zbyt często ją ma." - Krzywię się.
- Zaprowadź mnie do niej. - Malik kiwa głową i prowadzi mnie w głąb korytarza, otwiera ostatnie drzwi po lewej i idzie pierwszy, chociaż doskonale wiem, gdzie mam iść. Po kilku metrach potykam się o pierwszy schodek, o którym zapomniałem. Zayn prycha, a ja nie reaguje na jego zaczepkę.
Schodzę po schodach i po chwili znajduje się w zupełnie ciemnym pomieszczeniu. Chłopak łapię za sznureczek, nad swoją głową i ciągnie za niego, przez co w pokoju zapala się światło. Widzę około 10 drzwi ustawionych naprzeciw siebie. Wiem co znajduje się za każdymi z nich. Pierwsze. Lucas Dominic Black. Szef gangu wężów. Popierdolony koleś, bez uczuć. Zrobił wiele złego, ale najgorsze było morderstwo… ech, nie ważne. W każdym razie właśnie dlatego tu jest. Drugie drzwi. Angelina Maria Callum. Okropna baba. Macocha Niall'a. W zasadzie nadal nie wiem, dlaczego tu jest, bo blondyn nie chce nic powiedzieć, ale jako pełnoprawny członek gangu, może trzymać tu kogo chce.
Za następnymi trzema parami drzwi znajdują się kolejni członkowie gangu "The Wanted". Straszni ludzie, straszna nazwa. Krótko mówiąc, dobrze, że się tu znaleźli. Inne masywne drzwi przetrzymują paru szefów przeciwnych nam ganków, kilka dilerów narkotykowych, parę niewinnych porwanych osób i.. Julie. Zayn otworzył ostatnie drzwi, a ja przepchałem się, by wejść do pomieszczenia, jako pierwszy. Przewrócił oczami, ale ja nie zwróciłem na to uwagi. Mała dziewczynka siedziała skulona na brzegu łóżka. Pokój był inny, od reszty. Ściany były szare, nie czarne. Łóżko nie było zepsute i miało pościel, a duża lampa dawało dobre oświetlenie w pokoju. Oprócz tego łóżko przyozdabiał biały, pluszowy miś z zielono-niebieską kokardkę i złotym serduszkiem na łapce.
- Chce do domu. - Mówi mała postać i sięga po maskotkę mocno ściskając ją w małych rączkach.
- Jesteś Julie, tak? - Ignoruje jej poprzednią wypowiedź.
- Taak. - Odpowiada spoglądając na mnie. Mam na sobie tylko jeden widoczny tatuaż, a reszta jest szczelnie przykryta, przez co nie sprawiam wrażenia tak przerażającego, jak wytatuowany na wszystkie strony mulat z kolczykiem w wardze. Pewnie też dlatego dziewczynka się uśmiecha.
- Jesteś strasznie podobny do chłopaka, którego ma na tapecie moja siostra - Śmieje się.
- Chyba, że to ty. - Stwierdza.
- Harry. - Powiadamiam, siadając obok niej. O dziwo dziewczynka nie odsuwa się.
- Tak! - Krzyczy. - Więc to ty. - Mówi. Uśmiecham się lekko. Diana ma MNIE na swojej tapecie? Chce mi się śmiać na tą myśl, ale skoro Julie tak mówi.. Nie, nadal w to nie wierzę.
- Nie szczerz się tak. - Kręci głową. Śmieje się.
- Jesteś pierwszą osobą, która się do mnie uśmiecha od 2 dni. To interesujące. - Jej sposób wypowiadania nie pasuje do jej wieku, ale nic nie mówię.
- Tak, czy siak, chce do domu. - Powiadamia, a ja wzdycham.
- Jeszcze nie teraz. -Mówię, a ona rzuca misia w ścianę naprzeciwko, ale zaraz podbiega do niego i przeprasza, mówiąc, że "to nie jego wina, że jakieś pacany ją porwały".
- Okey, ale błagam wstawcie tu okna! - Krzyczy. Strasznie dziwi mnie jej postawa.
- Nie boisz się nas? - Pytam, mimo, że nie powinienem. Jej mina blednie na chwilę, ale potem znów zastępuje ją uśmiech.
- Jakoś nie. - Stwierdza. - Jak miałabym nie żyć, to już bym nie żyła, a jak chcecie okupu, to tata zapłaci, więc.. w sumie nie, nie boje się. Za dużo naoglądałam się "Kryminalnych zagadek" z Dianą. - Śmieje się i planuje miejsce, gdzie umiejscowić okno i kolor firanek. Stwierdza, że skoro ma tu spędzić jeszcze trochę czasu, to nie w tym "zapyziałym mieszkanku szczurów", których ona z jej siostrą tak się boją. Julie to urocze dziecko, cały czas opowiada o jej przygodach z siostrą. Dziwie się, że więcej nie wspomina o domu, o rodzicach, ale się nie odzywam. Wyciągam telefon i piszę do Perrie.
Do: Perrie Edwards
" Wiem, gdzie jest Julie."
Naciskam przycisk "Ok", który zastępuje przycisk "Wyślij" w iPhonach. Po paru minutach wywody dziewczynki zostają zatrzymane, przez telefon Pezz.
- Gdzie ona jest?! - Krzyczy do słuchawki.
- U nas. - Wzdycham.
- Co?! - Wydziera się tak, że odsuwam telefon od ucha.
- Niech zgadnę. - Zaczyna. - To Zayn.
-Taak. - Mówię.
- Ugh. Dobra, nie ważne. Trzeba ją wypuścić, powiedzieć Dianie, o boże! To wszystko za szybko! Będę za chwilę! - Mówi, a ja odkładam telefon na szafkę, obok łóżka dziewczynki, która kontynuuje, odkąd skończyłem.
* z perspektywy Perrie…
Decyduje się na telefon do Diany, zanim Harry będzie mnie przekonywał do złych stron mojego pomysłu. Już wykręcam numer, kiedy panikuje i wysyłam SMS.
Do: Diana Norton
" Bądź w domu chłopaków o 17, czekamy ;*"
Patrzę na zegarek, do przybycia Dani jest godziną. Powinnam się wyrobić. Wychodzę z samochodu i otwieram drzwi, które jak zwykle nie są zamknięte na klucz. Schodzę do piwnicy i znajduje otwarte drzwi, z którego środka słyszę krzyki. Biegnę, myśląc, że coś się dzieje Julie, ale gdy dobiegam do drzwi widzę Harrego klękającego na kolanach przed dziewczynką.
- Co… o co tu chodzi? - Pytam śmiejąc się.
- Harry próbuje namówić Julie, żeby przestała gadać. - Mówi Zayn, którego dopiero teraz zauważyłam, pewnie przez to, że zwija się na podłodze ze śmiechu. Z całej siły staram się, by do niego nie dołączyć.
- Jestem Perrie. - Mówię do dziewczynki, a ona uśmiecha się i przytula mnie. To miły gest. Jest taka podobna do Diany…
- Julie, a ten twój kolega to straszny cymbał. - Używa typowego słownictwa z podstawówki, przez co śmieje się jeszcze bardziej z naburmuszonego Harrego.
Zanim się orientuje, dochodzi 17, a w drzwiach staje Dan.
- Julie? - Pyta cicho i patrzy się na nas. Do wygląda dziwnie. Czwórka jej nowych przyjaciół w piwnicy z jej zaginioną młodszą siostrą.
- Co do cholery?
***
Hah,
no tak, nie długi, ale jest xd
A jak uprzedzałam MIAŁO NIE BYĆ ;)
Ale stwierdziłam,
że powinnam :))
Mam nadzieję,
że to docenicie w swoich komentarzach…
Tak więc następny rozdział pojawi się najpewniej w niedziele,
choć nie wiem, czy nie później…
Dobra,
mam nadzieję,
że rozdział się podoba i nie wyssał z was energii do życia..
Kocham was mocno,
Mary.
Woooooooooow *_* omg nexta szybciutkooo :*
OdpowiedzUsuń