piątek, 5 września 2014

Rozdział 7 "Koszmary, koszmary, koszmary"

Jeśli to czytasz to zostaw po sobie komentarz :) Dla ciebie to chwila, a dla mnie uśmiech i motywacja :)

                                                                                                                                    "Pesymista to ktoś, 
                                                               kto postawiony przed wyborem z dwojga złego - wybiera oba."
                                                                                                                                               Oscar Wilde

* z perspektywy Diany…

Czy jest coś gorszego od koszmarów? To, że stają się one rzeczywistością. Gdy miałam 10 lat dwóch, ubranych na czarno facetów podawało się za ochroniarzy mojego ojca. Byłam mała, uwierzyłam, bo dlaczego mieli by mieć coś złego na myśli? Spędziłam w jakiejś zapyziałej norze trzy pełne dni. Czy się bałam? Nie. Zastanawiałam się, czy rodzice się boją. Mama była w ciąży, więc razem z tatą interesowali się moją, jeszcze nie narodzoną siostrą. Mimo to, cieszyłam się parę razy bardziej, niż oni. Czułam, że nie będę samotna, że ona mi na to nie pozwoli. Tata w końcu zapłacił okup, a ja wróciłam do domu, wysłuchując przy tym, że nie powinnam się sama włóczyć po mieście. Po narodzinach Jul codziennie bałam się, że ją też może spotkać podobna sytuacja, że ją też może ktoś porwać. To mój najgorszy koszmar, czuje się jakbym śniła na jawie. Czy to sen? Czy obudzę się, gdy tylko będę chciała? Ale chce i się nie budzę. To nie sen. To jawa.
- Nie płacz. - Usłyszałam cichy głos, tuż nad moim uchem.
- Co? - Szepnęłam otwierając oczy i odruchowo dotykając policzków. Były mokre. Kiedy zaczęłam płakać, no kiedy?!
- Nie warto. - Dodał głos, a ja dopiero wtedy odważyłam się na niego spojrzeć. Wiedziałam do kogo on należy, ale i tak uśmiechnęłam się, gdy moje oczy zobaczyły Harrego.
- Przepraszam. - Szepnęłam. - Masz rację, ja tylko.. - To mógłby być moment przełomu, ale chyba nie powinien jeszcze nastąpić, prawda? Znam go tylko kilka dni…
- Po prostu jest mi.. przykro. Czuję się winna. - Nie powiedziałam wszystkiego, ale wystarczająco dużo, przynajmniej jak na razie.
- Gdybym nie poszła na tą imprezę i siedziała z Julie w domu.. - Moją największą życiową zagwostką    było "co by było gdybyśmy nie myśleli, co by było gdyby?".
- Przestań. - Zażądał. - Nie płacz, to nie twoja wina. Julie się znajdzie i wszystko będzie dobrze, tak? - Byłam mu wdzięczna za te wszystkie pocieszenia, ale one mi nie pomagały. Chciałam po prostu trzymać w ramionach Ju. Tu. Teraz. I już na zawsze. Wytarłam ręką łzy i uśmiechnęłam się lekko.
- Dziękuje, na prawdę. - Powiedziałam i wstałam przeciągając się lekko.
- Błagam cię zasłoń tyłek! - Krzyknął Harry i zaczął zakrywać oczy rękoma.
"Mhm, widzę, że podglądasz." - Pomyślałam i spojrzałam na dolną partię mojego ciała. Rzeczywiście podczas snu moje i tak krótkie spodenki podwinęły się tak bardzo, że odsłaniały.. wszystko.
Oblałam się rumieńcem, czego nie miałam w zwyczaju, chociaż przy loczku zdarzało się to coraz częściej.
- A coś ci się nie podoba? - Spytałam, udając wielce pewną siebie.
- Co? Mi? Nie, znaczy… Eee.. - Zaczął drapać się po karku, a ja wybuchłam śmiechem nie dowierzając, że HARRY STYLES SIĘ JĄKA! Tak, to nie żart! On na prawdę nie wiedział co powiedzieć, to… urocze. Przygryzłam dolną wargę, po czym odwróciłam się i zaczęłam szukać swoich rzeczy, by w coś się ubrać. Szybko weszłam do łazienki i zamknęłam pomieszczenie, gdyż znam Stylesa na tyle dobrze, by wiedzieć, że jest strasznym zboczeńcem. Westchnęłam i weszłam po prysznic. Zaczęłam nucić fragment jakiejś dotąd nie znanej mi piosenki, gdy usłyszałam trzask.
Wyszłam z kabiny, po czym szybko uczesałam się i ubrałam. Wyszłam z łazienki i prawie zsikałam się ze śmiechu. Harry stał, w samych bokserkach,  zbierając swój telefon z podłogi, a raczej jego pozostałości. Kusiło mnie, by rzucić jakiś złośliwy komentarz, ale widząc jego minę zmrużyłam lekko oczy, zastanawiając się o co chodziło.
- Coś się stało? - Spytałam, tym samym zwracając na siebie jego uwagę.
- Eee.. Właściwie to grałem w Subwey Surfers i przegrałem.. - Powiedział śmiejąc się.


Mimo, że powiedział to przekonująco, a jego śmiech był tak szczery to i tak mu nie uwierzyłam. Zresztą dlaczego miałby mi powiedzieć? Ledwo co się znaliśmy.
- Dzisiaj jest szkoła. - Powiadomiłam.
- Wiem. - Oznajmił, po czym naciągnął na swoje nogi czarne rurki i założył biały t-shirt. Spojrzał w lustro psikając się jakimiś perfumami i mierzwiąc swoje loki.
- Jestem gotowy. - Powiedział i uśmiechnął się. Wyrwałam się z transu i szybko pobiegłam do łazienki, gdzie zostawiłam torbę. Przeczesałam włosy palcami i szybko użyłam tuszu do rzęs. Schodząc na dół wielkiego domu chłopców zastanawiałam się gdzie są wszyscy. Wczorajszy wieczór był dla mnie tak ciężki, że nie pamiętam, czy przyjechałam tu sama, czy z dziewczynami. Pomijając ten fakt, to i tak gdzieś tu powinni czaić się chłopcy.
- Niall, Liam i Louis pojechali już do szkoły. - Usłyszałam głos loczka.
- Aaaa, tak. A Zayn? - Spytałam.
- Zayn… musiał coś załatwić, nie mówił co. - Odpowiedział uśmiechając się lekko.
"Kłamiesz Styles, widze to." - Pomyślałam zaciskając usta w cienką kreskę. Zamrugałam kilkakrotnie oczami, chcąc odrzucić od siebie nie potrzebne myśli. Wyszłam z domu trzymając Harrego za rękę.
Miałam wystarczająco zmartwień dotyczących mojej młodszej siostry, nie wiedzy rodziców, ale i tak zastanawiałam się teraz nad moimi relacjami ze Stylesem. Nie byliśmy razem, tyle wiedziałam, ale co więcej? Nie jesteśmy parą, nie jesteśmy przyjaciółmi, to kim jesteśmy? Uświadomiłam sobie, że mogę być dla niego niczym. Kolejną dziewczyną do zaliczenia, czy kimś więcej? Spojrzałam się na niego i próbowałam wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje. Na ustach widniał lekki uśmieszek, a brwi miał zmarszczone. Zastanawiał się nad czymś… Ale nad czym?
Zanim zdążyłam zapytać się o cokolwiek doszliśmy już pod szkołę. Ciekawskie spojrzenia dziewczyn studiowały naszą dwójkę, a dokładniej nasze splecione dłonie.
- Eee… Ja idę na.. biologię! - Wymyśliłam coś na szybko. Styles uśmiechnął się lekko i pocałował mój policzek. Westchnęłam widząc oddalającą się sylwetkę chłopaka.
- Heeeeeej! - Krzyknęła uradowana Perrie, siadając na murku, na którym przed chwilą przysiadłam.
- Hej. - Powiedziałam cicho. Pezz zmarszczyła brwi i nos, a ja cicho się zaśmiałam.
- Co się stało…? - Spytała podejrzliwie.
- Znaczy nic… - Powiedziałam przeciągając ostatni wyraz, ale gdy zobaczyłam minę Edwards, szybko się poprawiłam. - Martwię się. Julie, Harry… Tego jest za dużo! - Powiedziałam.
- Cóż… jestem przekonana, że Jul się znajdzie, ale co z Harrym? Zrobił coś? Jak tak to po mojej wizycie się nie pozbiera! Tylko powiedź gdzie go walnąć, w twarz, nos, a może w ja..
- PERRIE! - Krzyknęłam śmiejąc się.
- No co?! - Zmarszczył brwi, by po chwili znowu wybuchnąć śmiechem.
- Nic nie zrobił. - Stwierdziłam. - Ja tylko nie wiem co jest pomiędzy nami.
- Och.. A więc tu jest problem.. Nie przejmuj się, Harry już taki jest.. No dobra, zmiana tematu, tak?! Okey, skąd masz te buty, nie ma ich już nigdzie! - Zaśmiała się, na co ja zareagowałam podobnie. Perrie na prawdę "umie" zmienić temat…
- No cóż.. - Zaczęłam poprawiając zabawnie kołnierzyk. - Ma się te znajomości.


- Oł. - Przyjaciółka podniosła brwi. 

* z perspektywy Harrego…

Diana jeszcze długo na mnie patrzyła. Modliłem się by tylko przestała, co było dla mnie nowością, bo zawsze mi się to podobało. Gdy tylko dziewczyna się odwróciła skręciłem w boczną uliczkę. 
Mimo, że był dzień, to i tak to miejsce przyprawiło by o dreszcze każdego człowieka. 
Zamrugałem kilkakrotnie i ponownie skręciłem. Po paru minutach stałem pod opuszczonym magazynem, wyjąłem klucze i włożyłem je do zamka, przykręcając je dwa razy. 
- Zayn! - Krzyknąłem na całe gardło. 
- Co? - Powiedział wychodząc z kolejnego pomieszczenia. 
- Julie. - Odpowiedziałem. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja przewróciłem oczami. 
- Julie Norton. Gdzie ona jest?

***

Co mogę powiedzieć..?
Przepraszam. 
Serio. 
To miało wyglądać ZUPEŁNIE inaczej..
Ale mam już pomysł na następne rozdziały, 
więc mam nadzieję, że ten idiotyczny rozdział mi wybaczycie…
Dzisiaj mam urodziny, więc nie miałam dużo czasu, by go dokończyć..
Cóż jest jaki jest, 
ale cieszę się, że jest cokolwiek.. 

Kocham mocno,
Mary.



1 komentarz:

  1. Co?! Czyli Zayn ma coś z tym wspólnego?! Ojojo ale się narobiło... Hehe "Skąd masz te buty, nie ma juz ich nigdzie" hahahhah Perrie rozwalasz system :D Czekam na następny:*

    OdpowiedzUsuń