"Być człowiekiem, to czuć, kładąc swoją cegłę,
że bierze się udział w budowaniu świata"
Antoine de Saint-Exupery
*z perspektywy Diany…
" Ciemność… To jedyne co widzę. Zamykam oczy, próbując zasnąć, lub pojawić się w innym, lepszym miejscu. Ale tak się nie dzieje. Moje oczy nie chcą przyzwyczaić się do wszechobecnej ciemności.
Nagle błyska jakieś światełko, dostrzegam je wyraźnie, bo to jedyne źródło światła. Widzę dokładniej, widzę postać. Chce uciekać, ale nie mogę. Patrzę w dół. Widzę moja ciało, poobijane, przykute do krzesła. Wiercę się, ale nie mogę się uwolnić. Staram się uspokoić, ale im bliżej jest postać, tym moje serce bije szybciej. Odruchowo chce się za nie złapać, ale znowu nie mogę. Zapominam o skrępowanych rękach. Kręcę się na krześle, w miarę możliwości, które są w tej chwili niebywale małe. Czuje zimną ciecz na policzkach, gdy wlatuje do moich ust orientuje się, że to łzy. Próbuje je zatamować, ale nie mogę. Nic nie mogę zrobić, jestem bezsilna. Nienawidzę bezsilności. Nic nie mogę na nią poradzić. Cień wchodzi w strużkę światła. Teraz widzę, że to mężczyzna. Ale nie byle jaki.
Brązowe oczy i kasztanowe włosy, zaczesane do boku wskazują na jedną osobę - Edward. Wzdrygam się i zaczynam płakać jeszcze bardziej, choć tak bardzo nie chcę. Boje się, nie chce się do tego przyznać, ale on to wie. Widzę jego chytry uśmiech i zmrużone oczy. Wiem co chce zrobić, wiem co zrobi. Przewraca moje krzesło i mówi:
- Zabawimy się kochanie."
- Nie! - Krzyknęłam, na tyle głośno, by każdy w pobliżu mógł mnie usłyszeć. Spociłam się jakbym właśnie przebiegła maraton. Poprawiłam włosy i zaczęłam chaotycznie się rozglądać. Wybuchłam płaczem, czując na sobie czyjąś rękę, chciałam ją strzepnąć, ale nie potrafiłam.
- Ci, Diano.. Wszystko jest dobrze. Nie bój się, to tylko zły sen, nic ci nie grozi, nie płacz. - Usłyszałam męski głos, wtuliłam się w mojego wybawiciela. Pachniał nieznanymi mi perfumami i gumą do żucia o smaku mięty - Harry. Uśmiechnęłam się przez łzy, spoglądając na niego.
- Przepraszam, zakładam, że cię obudziłam. - Powiedziałam, wycierając ręką mokre policzki.
- Skąd pomysł, że spałem? - Zapytał, a ja ponownie się uśmiechnęłam.
" Co ten facet ze mną robi?!" - Spytałam siebie w myślach, choć doskonale wiedziałam o co chodzi.
- Cóż.. - Udałam zamyśloną. - Może dlatego, że jest.. - Spojrzałam na zegarek. - Szósta rano?
Zrobił minę typu "UPS! Wpadka!", zaśmiałam się cicho.
- Nie masz zamiaru już spać, nie? - Podniósł jedną brew. Zamyśliłam się i dopiero teraz spostrzegłam, jak bardzo boli mnie głowa. Zasyczałam, łapiąc się za nią.
- Kac morderca? - Usłyszałam, na co tylko pokiwałam głową.
- Chodź. - Harry złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Posłusznie udałam się za nim, modląc się, żeby jego sposób na kaca, pomógł. Zatrzymał się dopiero w kuchni, sięgając do jednej z szuflad. Wyjął z niej białe opakowanie, a z lodówki butelkę wody. Zdziwiłam się tym, jaki był rozeznany we wszystkim co mieściło się w pomieszczeniu.
"Przecież to dom jego przyjaciela, idiotko!" - Powiedział cichy głosik w mojej głowie, no po prostu genialnie! Moja podświadomość mnie nienawidzi!
- Dzięki. - Szepnęłam i przejęłam od niego magiczne "antidotum". Łyknęłam tabletki, popijając je przed to wodą. Po paru minutach ból zaczął ustępować.
- NIGDY WIĘCEJ NIE PIJE. - Oznajmiłam, siadając przy dużym, kuchennym stole. Po chwili Harry usiadł obok mnie.
- Jasne, każdy tak mówi. - Zaśmiał się.
- Jesteś głodna? - Kontynuował.
- Szczerze? - Pokiwał głową. - W ogóle. Przez to wszystko straciłam apetyt.
- Jesteś przeciwieństwem Niall'a! - Prawie wykrzyknął, ale szybko posłałam mu spojrzenia, mówiące o tym, żeby siedział cicho. Uśmiechnął się najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją.
- Nie chichraj się! - Powiedziałam, mimowolnie sama zaczynając to robić.
- Przepraszam, no! - Uspokoił się i zaczął pić wodę, którą zabrał mi z ręki. Posłałam mu oburzone spojrzenie, które szybko przerodziło się w lekki uśmieszek. Spojrzałam na kremowy zegar, wiszący nad lodówką. Już jest 8.00?! Siedziałam tu dwie godziny?! Jak?! Hazz jakby myśląc o tym samym, przeczytał godzinę znajdującą się na urządzeniu i wytrzeszczył oczy.
- Wow. - Wyrwało mu się. - Dobra.. Może znajdziemy twoją przyjaciółkę i odwiozę was do domu? - Zaproponował.
- Jasne, tylko.. muszę jeszcze odebrać siostrę. - Powiedział, czując jak czerwienieją mi się policzki. W sumie nie znałam przyczyny.
- Masz siostrę? - Zdziwił się.- Tak, ma na imię Julie, ma sześć lat. - Wytłumaczyłam, a on uśmiechnął się głupkowato.
- Fajnie. - Powiedział i ruszył w kierunku schodów. Podążałam za nim.
- Chyba wiem, gdzie jej szukać.
- Pokój Liam'a? - Spytał, a ja pokiwałam głową. Otworzył odpowiednie drzwi, nie przejmując się pukaniem, ani niczym takim. Przepuścił mnie, a ja zaczęłam się niekontrolowanie śmiać, tak samo jak Styles.
Melanie poderwała się z łóżka, zasłaniając się kołdrą, na co podniosłam jedną brew i zaczęłam jeszcze bardziej się śmiać. Po chwili oboje leżeliśmy na podłodze i tarzaliśmy się po niej, próbując złapać oddech.
- Już pośmialiście się? To bądźcie cicho, bo rozpierdala mi łeb! - Warknął Liam, a ja przekręciłam głowę.
- Liam! Ty przeklinasz! - Powiedział nadzwyczajnie zdziwiony Harry.
- Jestem z ciebie dumny! - Wykrzyknął i rzucił się na biednego szatyna. Ponownie zwijałam się z nadmiaru endorfin, tym razem w towarzystwie Mel, która również cierpiała z powodu nadmiaru alkoholu, bo po chwili trzymała się za głowę, jakby zaraz miała wybuchnąć.
Ściągając Styles'a z Payn'a ( jak to brzmi… ) wypchnęłam go z pokoju, każąc Mel ubrać się i przypominając, że czekamy na nią w samochodzie. Pospieszyłam chłopaka, gdyż zapomniałam, że sami nie jesteśmy ubrani. Po prostu jestem mistrzem! Pobiegłam do pokoju z nadzieją znalezienia czegoś do założenia, w mojej torbie. Na szczęście nie okazałam się na tyle głupia ( co jest aż dziwne ), żeby nic ze sobą nie wziąć. Wydałam z siebie bezgłośny okrzyk radości, wyciągając ubrania ( bez apaszki ) i biegnąc z nimi w ekspresowym tępię do najbliższej łazienki.
- BOŻE HARRY ZASŁOŃ SIĘ! - Krzyknęłam, cała czerwona, gdy okazało się, że wparowałam do zajętej łazienki. No kurcze, mógłby się chociaż zamknąć!
- A co przeszkadza ci? - Zaszydził Styles, odwracając się w moją stronę.
- Boże.. - Westchnęłam. - Wypad z łazienki, okey?! - Ponownie krzyknęłam, mając nadzieje, że to przekona chłopaka, by ustąpił mi łazienki. Podniósł ręce do góry w obronnym geście i lekko się przepychając wyszedł z pomieszczenia. Odetchnęłam i założyłam na siebie ubrania, wiedząc, że nie będę miała czasu na nic więcej. Użyłam jeszcze tylko kredki do oczu, tuszu i kremowego błyszczyka.
Z zamkniętymi oczami weszłam do pokoju, na wypadek, gdyby Harry postanowił się nie ubrać.
- Diana, nie wygłupiaj się! Jestem ubrany, tak? - Zaczął się śmiać, a ja uchyliłam leciutko jedną powiekę, by sprawdzić, czy to nie kolejny idiotyczny żart ze strony chłopaka. Odetchnęłam z ulgą widząc Harrego w czarnych spodniach, białym t-shircie i białych Conversach.
- Choć. - Powiedziałam cicho, schodząc po schodach. Po chwili oboje siedzieliśmy w samochodzie Hazzy i czekaliśmy na rozanieloną Melanie.
- Hej, hej! Sorry, że musieliście czekać, ale musiałam pożegnać się z Liamem! - Wykrzyknęła rozmarzona. Prychnęłam pod nosem, starając się ukryć to, jak bardzo chce mi się teraz śmiać. Zabójcze spojrzenie mojej przyjaciółki zdecydowanie mi w tym pomogło.
- To gdzie mam jechać? - Spytał Harry, na co podałam mu dokładny adres Pani Brown, czyli sąsiadki, która opiekowała się Julie. Po 30 minutach zatrzymaliśmy się w niewielkim białym domku z niezwykle zadbanym ogródkiem. "Typowo angielski." - Pomyślałam i wyszłam z pojazdu.
Weszłam po kilku, marmurowych schodkach, prowadzących na ganek i zapukałam parę razy. Czekałam dobry moment na jakąkolwiek reakcję. W przypływie irytacji ścisnęłam rękę, zapominając o tym, że trzymają Harry.
- Ał! - Wydał z siebie udawany pisk i zaczął rozmasowywać bolące miejsce. Zaśmiałam się cicho i zapukałam powtórnie. W końcu usłyszałam skrzypnięcie drzwi i charakterystyczny dźwięk odblokowywania zamków. Moim oczom ukazała się 60-letnia Amelia Brown. Miła, starsza kobieta, która mimo wszystko tryska dobrą energią. Poza tym zawsze służy pomocą, co chyba najbardziej w niej lubię. Uśmiechnęłam się do niej szczerze, ale ona tylko wybuchła płaczem i przytuliła się do mnie. Zdezorientowana nie odwzajemniłam uścisku, tylko zaczęłam rozglądać się szukając jakiegokolwiek wytłumaczenia, jej nagłego rozklejenia się.
- B-boże Diana, jak dobrze cię w-widzieć! - Wyjąkała, ocierając łzy z jej mocno zaczerwienionych policzków.
- Mi Panią też miło widzieć, ale czy coś się stało? Jest Julie? - Pytanie o moją siostrę w sytuacji, gdy kobieta płakała, może nie było na miejscu, ale wiedziałam, że nie będę potrafiła jej pomóc, nawet w najmniejszym stopniu, poza tym LEDWO JĄ ZNAŁAM!
- Och.. Dzwoniłam do ciebie wczoraj, a nawet dzisiaj. - Powiedziała, a ja odruchowo wyciągnęłam telefon z torebki, by sprawdzić, czy rzeczywiście Pani Brown nie mogła się do mnie dodzwonić i co było tego przyczyną.
Od: Pani Brown
Kochanie, pewnie nie możesz rozmawiać, ale to bardzo ważne.
Oddzwoń, proszę.
Diano, to naprawdę ważna sprawa!
Oprócz SMS miałam również 26 nieodebranych połączeń od kobiety.
- Kurcze. - Mruknęłam. - Bardzo Panią przepraszam… Em… Co z Jul? - Ponowiłam pytanie.
- Julie.. Och Diano, dzwoniłam, bo to właśnie chciałam ci przekazać. Ja doprawdy nie wiem jak to się stało i jak mogłam do tego dopuścić, jestem naprawdę nieodpowiedzialna…- Kobieta praktycznie nie stawiała kropek między zdaniami. Wytężyłam słuch i starałam się jak najwięcej zrozumieć, ale słyszałam tylko urywki zdań.
Niech ta kobieta przestanie tyle gadać! - Krzyczałam w myślach.
- Do rzeczy. - Przerwał jej Harry. - Proszę. - Dodał, gdy zrozumiał, że to było mocno nie na miejscu, chociaż sama miałam ochotę wejść jej w pół słowa i w końcu dowiedzieć się o co chodzi.
- Przepraszam… Byłyśmy wczoraj w parku, usiadłam na ławce, a Julie pobiegła pobawić się. Cały czas się na nią patrzyłam, ale zadzwonił telefon, to był lekarz mojego męża i ja, no musiałam odebrać! Rozmawiałam chwileczkę, doprawdy chwileczkę! Ale Ju zniknęła. Szukałam jej wszędzie, pytałam jej koleżanek, rodziców, którzy bawili się z dziećmi, ale nikt jej nie widział, nikt. - Pod koniec zdania zaczęła płakać, a ja stałam nieruchomo. Słyszałam krzyk Harrego, trzask drzwi od samochodu, zdezorientowaną Melanie, która chciała się dowiedzieć, co zaszło, tłumaczenia Pani Brown… Ale to wszystko było jak przez mgłę. Ktoś zaczął mną potrząsać, ale ja nie reagowałam. Moja głowa mogła przetworzyć tylko jedną myśl.
MOJA MAŁA JULIE ZNIKNĘŁA.
***
No więc tak,
przepraszam, że musieliście tak długo czekać,
przepraszam, że rozdział nie jest za długi,
mimo, że czasu miałam dużo…
Przepraszam, że jest kiepściutki xd
Ale mam nadzieję, że reszta będzie lepsza ;)
Chyba nie muszę przypominać o komentarzach, nie?
NAPRAWDĘ PROSZĘ, KOMENTUJCIE…
Kocham was bardzo mocno,
Mary.
Najlepsze ff jakie czytalam ;* Jestes swietna! KC ♥ ~milka
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje :)
UsuńWow tego sie nie spodziewalam! ;) next!
OdpowiedzUsuń