środa, 19 listopada 2014

Rozdział 15 „Raczej cię nie zje, ale uważaj."

*z perspektywy Diany...*

Cała noc upłynęła mi wedle stałego szablonu - sen, koszmar, płacz. 
Nie jestem pewna ile czasu zataczałam błędne koło, ale wiem, że gdy w sobotę o 7.30 zadzwonił mój srebrno-szary budzik byłam kompletnie nieprzytomna. 
Szczerze nienawidziłam perspektywy pracy połączonej ze szkołą, ale chyba nie miałam większego wyboru. Odkąd rodzice zabrali Julie ( a zrobili to już parę tygodni temu ) nie dostaje od nich rzadnych pieniędzy, a jeśli w najbliższym czasie nie chce umrzeć z głodu to praca jest jedynym rozwiązaniem. Miałam tak duże szczęście, że znalazłam idealną pracę. Cóż, może „idealna" to za mocne słowo, ale przynajmniej jest dość blisko mojego miejsca zamieszkania i nie przeszkadza im to, że będę pracowało tylko w weekendy. Gdy uświadomiłam sobie, że moje przemyślenia zajęły więcej czasu, niż miałam nadzieję zerwałam  się z łóżka i popędziłem w stronę szafy, z której omało nie wywaliłam wszystkiego w pośpiechu, który zdecydowanie mi nie służy. W końcu wyciągnęłam niebieskie rurki marmurki, czarny kardigan, białą bokserkę i parę niezbędnych dodatków, bez których nie czułabym się sobą. Stojąc na zimnych posadzkach w obszernej wielkości łazience i przyglądając się mojego odbiciu w lustrze ustawionym naprzeciwko stwierdziłam, że już dawno nie wyglądałam tak dobrze. Może to za sprawą dość dużej ilości makijażu, a może po prostu mimo kiepskiej nocy, będę miała dobry dzień. 
Duży zegar w łazience przysparzał mi dużą ilość stresu pewnie dlatego, że zdawało mi się, jakby chciał mi przekazać, że jestem beznadziejna i już pierwszego dnia się spóźnię i nie będę miała nawet cienia szansy na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia, jeżeli oczywiście na wstępie nie zostanę zwolniona, co w moim przypadku jest bardzo prawdopodobne. Zbiegłam po schodach tak szybko,jak nawet nie wiedziałam, że potrafię. Wpadając do kuchni miałam nadzieję spotkać Melanie, która również zdeklarowała się znaleźć miejsce, gdzie mogłaby dorobić i dorzucić się do rachunków. Skanuje wzrokiem kuchnie i stwierdzam, że Mel nie zaszczyci mnie swoją obecnością. Nawet nie czuję się rozczarowana, bo ostatnio jest tak cały czas, ale gdy zobaczyłam małą karteczkę przyczepioną do lodówki odzyskuje nadzieję na odnowienie przyjaźni między mną, a blondynką.

„Dan, 
Znalazłam pracę, co pewnie cię ucieszy, ale na nocną zmianę, więc obawiam się, że rano w weekendy nie będziemy się widywać.
Buziaki, 
Melanie" 

Po raz kolejny miałam wrażenie, że Mel nie mówi mi wszystkiego. A to „wszystko" było bardzo ważne. Prawdą było, że blondynka nie była już taka sama, jak na początku naszego przyjazdu do Londynu. Eleonor, dziewczyna Lou, twierdziła, że na 100% są to problemy miłosne, tyle, że ja nie widziałam żadnego zainteresowania obok niej, z wyjątkiem Liama, ale jeśli to on był jej wybrankiem, to problemy nie wchodziły w grę, bo brunet był w niej bardzo zakochany. Z kolei Perrie mówiła, że Melanie ma pewnie problemy ze sobą, ale nie zrobiło to na mnie specjalnego wrażenia, bo było powszechnie wiadomo, że blondynki za sobą nie przepadały. Clarie, dziewczyna, z którą siedzi Melanie na większości lekcji podczas ostatniej przerwy na lunch opowiadała mi o problemach z rodzicami i klimatyzacją w nowych miejscach. Ewidętnie uważała, że cały problem to jedna z tych opcji. Ja jednak byłam w pełni świadoma, że Clarie to typ kujonki i mogła mi dać tylko porady wyjęte z książek, których ja do cholery nie potrzebowałam! Wychodząc z domu zastanawiałam się, czy powinnam poradzić  się rodziców Mel, ale doskonale  ich znając wiedziałam, że wpadli by w panikę i najpewniej przyjechali po swoją małą córeczkę, co raczej nie poprawiłoby moich stosunków z ich dzieckiem. Westchnęłam, gdy czekałam na czerwonym świetle i na siłe wpychałam zaczerwienione od zimna ręce w nie duże kieszenie białego płaszczyka, który nabyłam na zakupach tydzień temu z Perrie. Nagle z mojej torebki wydobyły się pierwsze dźwięki „Runway" Eda Shreena, przez co, aż podskoczyłam w miejscu, a ludzie posłyłali mi zabójcze spojrzenia. Myślałam, że mieszkańcy Londynu byli milsi. 

„- Tak? - Spytałam, gdy uporałam się z odblokowaniem iPhone. 
- Hej. - W słuchawce rozbrzmiał znajomy zachrypnięty głos, który tak bardzo uwielbiałam.
- Cześć. - Odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko, choć wiedziałam, że brunet nie będzie w stanie tego zauważyć. 
- Odwróć się. - A może jednak?"


Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej widząc znajomego chłopaka stojącego po drugiej stronie ulicy. Odrazu do niego pobiegłam, nie zważając na zakaz przechodzenia na czerwonym świetle, na krzyki ludzi, ani nic innego. Wpadając mu w ramiona, zdziwiłam się, jak bardzo  można się za kimś stęsknić w tak krótkim czasie! Przecież widziałam go wczoraj wieczorem. I mimo, że nigdy mu tego nie powiedziałam, to chyba go kochałam. 
-  Wiesz, mam dziwne wrażenie, że odcinasz mi dopływ powietrza. - Zaśmiał się lekko, a ja speszona odsunęłam się, ale nie na tyle, by nie mieć go w zasięgu rąk. 
- Coś się stało? - Spytał lekko zaniepokojony. 
- Nie. - Odpowiedziałam szybko, za szybko, by nie zorientował się, że nic nie jest dobrze. Znając mnie jednak dość dobrze, widocznie postanowił odpuścić, za co byłam mu na prawdę wdzięczna. 
- Więc co ty tu robisz? Z tego co wiem, gdy nie musisz, nie wstajesz z łóżka przed 12! - Zażartował, a ja zpiorunowałam go wzrokiem, ale później się roześmiałam. Cóż, miał rację. 
- Idę do pracy. Nie mówiłam ci? - Spytałam. Gdy Harry pokręcił głową zorientowałam się, że w całym natłoku rachunków za dom, jedzenie i inne rzeczy oraz w sprawie z Mel zapomniała powiedzieć Stylesowi o pracy. 
- Przepraszam. - Odezwałam się po chwili. - Na prawdę myślałam, że ci mówiłam... - Powiedziałam, a on tylko pokiwał głową. 
- Coś się stało? Nie mówiłaś, że masz problemy.
- Bo nie mam. - Zapewniłam go, kręcąc głową. - Ale od wyjazdu Julie rodzice olali mnie i widocznie myślą, że 17 latka powinna już zarobić, bo nie wysyłają mi rzadnych pieniędzy... Tak, więc jestem zdana na siebie. - Zaśmiał się cicho, po czym spojrzałam na zegarek - 9.00, myślałam, że jest później. 
Chłopak zamyślił się, a ja postanowiłam przerwać ciszę. 
- A ty? Co robisz? - Spytałam, a on wzruszył ramionami. 
- Idę poćwiczyć. - Oznajmił, a mojego usta ułożyły się w literkę „O".
- Ale mam jeszcze czas. - Dodał. - Więc.. Może chcesz, żebym cię odprowadził? - Zapytał, a ja uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go, a gdy chciałam się odsunąć on przycisnął moje ciało mocniej do swojego i pogłębił pocałunek. Byłabym strasznym kłamcą, gdybym powiedziała, że to mi się nie podobało, więc tak, byłam cholernie zadowolona. 
- Chodź. - Powiedziałam odrywając się ode mnie i łapiąc moją zmarźniętą rękę w swoją.
- Ale masz ciepłe ręce! - Ucieszyłam się i złapałam jego rękę drugą. 
- A ty za to masz zimne, jak lód. - Zaśmiał się. - Ale nie przejmuj się, podobno ci co mają zimne ręce są dobrzy w łóżku. - Dodał żartobliwie, a ja walnęłam go w ramie. 
- Przestań Harry! - Poprosiłam, a on uśmiechnął się. 
- Wiesz, kiedyś możemy spróbować. - Powiedział śmiało i zdawał się nie zauważać mojego zakłopotania, choć ja byłam w 100% pewna, że w duchu się ze mnie śmieje. 
- Tak. - Powiedziałam cicho, a na jego usta wpełznął mały uśmieszek. 
Powiedziałam mu dokładnie, gdzie pracuję, a po 10 minutach byliśmy pod niewielką galerią handlową, w której znajdowała się włoska restauracja, gdzie miałam pracować. 
- To tutaj. - Powiedziałam, wskazując na budowlę.
- Tak, to tutaj. - Odpowiedział, cały czas wpatrując się w moje zielono-niebieskie oczy, po czym namiętnie mnie pocałował, co przyjęłam z dużym zadowoleniem. 
- O której kończysz? - Spytał. 
- 14. - Odpowiedziałam, a on poinformował mnie, że przyjdzie po mnie, co spowodowało w moim ciele wybuch kolejnej fali ciepła. 
- Okey. - Odpowiedziałam.
- Okey. - Powiedział i jeszcze raz mnie pocałował, po czym odszedł, a ja weszłam na pierwsze piętro galerii w poszukiwaniu restauracji. Gdy zobaczyłam duży napis „Italiano", stwierdziłam, że na prawdę powinni wymyśleć lepszą nazwę, w końcu włoski słownik był dosyć obszerny, prawda? 
Wchodząc do pomieszczenia zwróciłam uwagę na kolorystykę. Wszystko było białe, przez co czułam się trochę, jak w szpitalu, ale zielone dodatki ratowały sytuacje. Nie było źle, mogło być gorzej.
- Diana? - Uśmiechnęła się czarnowłosa dziewczyna siedząca za ladą. 
- Tak, to ja. - Odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech. 
- Jestem Lottie. - Powiedziała wstając. Gdy do mnie podeszła stwierdziłam, że ma z może 175 cm wzrostu, co znaczy, że była tylko 2 cm niższa ode mnie. Ponad to imię Lottie bardzo pasowało do jej ciemnego warkocza, brązowych oczów oraz przemiłego uśmiechu, którym od początku mnie obdarzała. 
- Tam jest gabinet szefa. - Wskazała duże drzwi na końcu korytarza dla pracowników. 
- Powodzenia, raczej cię nie zje, ale uważaj. - Zaśmiała się i podeszła do jednego ze stolików, gdzie właśnie usiadła mama z małym synkiem. 
Zagryzłam dolną wargę i zrobiłam parę kroków ( 15, dlaczego je liczę? ) i zapukałam do nich.
- Proszę. - Usłyszałam dość groby głos z drugiej strony drzwi, więc pewnie je otworzyłam, nie chcąc okazać, że się denerwowałam.
- Ty jesteś Diana, nie? - Spytał. Teraz mogłam stwierdzić, że nie miał on więcej, niż 25 lat i był dość przystojny. 
Rozmowa była dość miła i od razu poczułam się lepiej, choć fakt, że mój szef cały czas patrzył się na mój dekolt wcale mi nie pomagał. Mimo wszystko wiedziałam, że Caleb był mężczyzną, a założenie bokserki może nie było najlepszym pomysłem, więc wcale się tym nie przejęłam. Dobra, przejęłam, ale dopiero wtedy, gdy przy wychodzeniu z gabinetu dotknął mojej pupy. Lecz gdy na niego spojrzałam, wcale nie okazywał zakłopotania, więc może po prostu nie zauważył, nie poczuł? Stwierdziłam, że dramatyzuje. Reszta zmiany upłynęła mi na prawdę dobrze. Fakt, że szybko się uczę, a klienci byli tak mili na pewno mi pomógł. Poza tym Lottie okazała się być wspaniałą koleżanką, więc byłam przekonana, że rudowłosa będzie wspaniałą przyjaciółką. Ponad to Lott nie wykazywała specjalnej bojaźni, jeśli chodzi o szefa. Mówiła tylko, że potrafi być bezpośredni, ale nie powinnam dię tym przejmować. Tak więc zrobiłam. 
Około godziny 14 udałam się do szatni, by zdjąć z siebie fartuszek. Akurat gdy zdejmowałam bluzkę drzwi do szatni się otworzyły, ale ja, jako, że jest to szatnia wogóle się tym nie przejęłam. Idiotka, idiotka, idiotka. Chwilę później poczułam, jak moje plecy zderzają się z szafkami, co wywołało przeszywający ból w kręgosłupie. 
- Jesteś bardzo seksowna. - Usłyszałam głos, tuż nad moim uchem i dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć w oczy mojemu oprawcy. Caleb Rivers, mój szef, właśnie przygniatał mnie swoim ciałem, które chyba składało się z samych mięśni do szafek, w naszym miejscu pracy. Zajebiście, kurwa, zajebiście. 
- Zostaw mnie. - Powiedziałam stanowczo, ale na nim nie zrobiło to większego wrażenia i zaczął całować mnie po szyji, a ja nawet nie miałam jak krzyczeć. Potem wszystko działo się za szybko, bym mogła jak kolwiek zareagować. Krzyk Lottie. Bieg. I Harry czekający przed galerią. 


***

Dobra, nie wiem, czy rozdział jest wystarczająco długi, 
Ale kurde! Pisałam go na telefonie, a
wszyscy wiedzą, że tego nie nawidzę 😐

Do następnego! 

Kocham mocno, 
Mary. 



wtorek, 18 listopada 2014

Żyje, nie umarłam!

Jejku.. 
Zdaję sobie sprawę z tego ile czasu mnie tutaj nie było i bardzo, ale to bardzo przepraszam wszystkich, którzy nadal czekają ( bo mam nadzieję, że jeszcze ktoś czeka )... 
Przepraszam, bo zawaliłam. 
Spieprzyłam na całej lini i jestem tego całkowicie świadoma. 

Chciałabym jednak wszystkich zapewnić, że nie zawieszam bloga, ani go nie usuwam. Na pewno skończę tą historie i co do tego nie mam najmniejszych wątpliowości. 

Postaram się, żeby kolejny rozdział pojawił się tutaj, jak najprędzej... 

Bo problem jest tylko taki, że nie mam dostępu do komputera, a pisanie rozdziału na telefonie, zajęło by mi bardzo długo, a ponad to nienawidzę tego. 

Tak, więc obiecuje wam, że rozdział się POJAWI. 


I Love you so much, 
Mary.


piątek, 7 listopada 2014

Kiedy, co, jak?

Zdaje sobie sprawę z tego, jaki dzisiaj dzień i wgl, ale... 
Napisanie rozdziału przez ostatni tydzień nie było możliwe, więc... 
Liczę na wyrozumiałość i na to, że ktoś nadal czyta moje opowiadanie, bo komentarze spadły..
Liczę, że to się zmieni... 💕 
Kocham mocno, 
Mary 🍌 


sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 14 "Chodzi o Melanie."

"Ze­gar od­mie­rza godzi­ny głup­stwa,
 ale mądrości nie mierzą zegary."
William Blake

Jeśli to czytasz to zostaw komentarz.
Dla ciebie to chwila,
a dla mnie uśmiech i motywacja!

***

*Z perspektywy Diany…*

- Uważam, że to głupi pomysł. Zresztą tak jej powiedziałam, ale ona nic nie rozumie! A jak powiedziałam o tym Pani Black to baba mnie wyśmiała! - Skarży Perrie, której do projektu została przydzielona Sara. Gotka, która prędzej by umarła, niż odezwała się do blondynki. 
- Diana, wiem, że mnie nie słuchasz, ale chociaż udawaj. - Odwracam się do niej i mrugam kilkakrotnie, chcąc tym samym wrócić do rzeczywistości. Dziewczyna wzdycha. Wiem, że jestem okropną przyjaciółką, bo Pezz chce tylko porozmawiać. Jak zwyczajne nastolatki. 
- O co chodzi? - Pyta, a ja odwracam wzrok, nie chcąc rozmawiać na ten temat. Równocześnie wiem, że nie wygram tej wojny, bo Edwards jest niczym jasnowidz, zawsze wie lepiej co się z tobą dzieje.


- Ja… - Chce jej powiedzieć, że martwię się o Melanie, że boli mnie utrata kontaktu z przyjaciółką, ale nie umiem tego ubrać w słowa, tym bardziej, jeśli miałabym brać pod uwagę nie chęć Perrie, gdy tylko wspominam o Mel.
- Bo jeśli to Harry, to mówiłam, że urwę mu.. - Zaczyna, ale ja szybko zatykam jej buzie.


- Tak, wiem! - Śmieje się, co odwzajemnia, zdejmując moją rękę z jej krwistoczerwonych ust.
- Chodzi o Melanie. - Mówię, a na twarzy dziewczyny pojawia się pokaźnych rozmiarów grymas, który w parę sekund zastąpił uśmiech.



- Rozumiem, że jej nie lubisz.. - Dodaje, ale ona mi przerywa
- To nie tak, że jej nie lubię, po prostu jej osoba nie przypadła mi do gustu. - Mówi tak oficjalnie, że podnoszę brwi, chcąc zrozumieć o co tej dziewczynie chodzi.
- Wiesz, że nie rozumiem nie twoich filozoficznych tekstów. - Komentuje, a ona wybucha, przez co ludzie siedzący obok nas odwracają się w naszych kierunku, na blondynce wyraźnie nie zrobiło to większego wrażenia. Starsza kobieta przy kasie uśmiecha się do mnie życzliwie, kiedy łapie się za głowę, a jej młodsza pomocnica krzywi się na ten gest. Odwracam wzrok i skanuje wygląd kawiarenki, korzystając z tego, że Pezz nie może przestać się śmiać. Pomieszczenie nie jest duże utrzymane w ciepłej kolorystyce. Typowa Londyńska kawiarnia, właściwie nie różniąca się niczym, ale moja ulubiona. 
- Nie mają nic wspólnego z filozofią. - Odpowiada, mrugając do mnie i zakładając nogi na stół. 
- Kochanie, by jesteśmy w miejscu publicznym. - Mówi kobieta, która jeszcze przed chwilą obsługiwała kasę, a teraz poszła zetrzeć resztki wylanej przez klientów kawy, na sąsiednim stoliku.
Perrie szybko zdejmuje nogi i wysyła staruszce "skruszone" spojrzenie, na co ona uśmiecha się. 


- Dobra. W każdym razie uważam, że jeżeli to coś ważnego to by ci to powiedziała, albo poradziłaby z tym sobie sama. - Mówi. - Albo jest suką. - Dodaje popijając kawę w biało-niebieskiej filiżance.
Posyłam jej mordercze spojrzenie, a potem zastanawiam się kiedy Melanie tak bardzo podpadła dziewczynie. Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości, na co obie wyjmujemy telefony.
- To do mnie. - Informuje, a ona chowa telefon do kieszeni czarnych rurek, kiedy ja odblokowuje telefon i czytam SMS'a.

Od: Harry

" Masz czas?"

Szybko wysyłam odpowiedź.

Do: Harry

"Jestem w kawiarni w Perrie.
Za pół godziny u ciebie?"


Parę sekund później Harry potwierdza,  a ja informuje blondynkę, że muszę się zbierać. Perrie proponuje odwiezienie mnie, ale ja odmawiam, chcąc się przejść. 
- To do zobaczenia, zadzwoń. - Prosi, przytulając mnie i cmokając w policzek.
- Zadzwonię. - Obiecuję i macham jej opuszczając pomieszczenie.

* z perspektywy Perrie…*

Zostaje sama w restauracji i mam ochotę zamówić sobie wielką butelkę wódki, albo czegoś jeszcze mocniejszego.. Może od razu walnę się spirytusem, ale wiem, że doszczętnie zgubiłabym godność w oczach staruszki, a poza tym wątpię, żeby podawali tu alkohol. Płacąc za nie wielkie zamówienie biorę torbę i szybkim krokiem opuszczam kawiarnie. Słyszę piosenkę "Happily" chłopaków, a zaraz później siłuje się z zamkiem mojej czarnej torebki, by móc odebrać ten pieprzony telefon.
"Niall" czytam napis wyświetlający się na ekranie iPhone zaraz pod zdjęciem blondyna.
Odbieram z cichym westchnieniem, mając nadzieję, iż Niall tego nie usłyszał.

" - Tak? - Pytam i słyszę westchnienie ulgi. Założę się, że się uśmiecha.
- Cieszę się, że odebrałaś. - Mówi, a ja przewracam oczyma.
- Po co dzwonisz Horan? Mówiłam, że chce to skończyć.
- Właśnie o tym chce porozmawiać. 
- Nie mam czasu na bzdury. - Już chce się rozłączyć.
- Myślę, że znajdziesz czas, gdy Zayn się wszystkiego dowie. 
- Co? - Wstrzymuje oddech.
- To co słyszałaś, kochanie. Bądź za chwilę."

- Co? - Mówię już sama do siebie, bo blondyn się rozłączył.
- Kurwa! - Krzyczę na całą ulice rzucając telefonem o najbliższą ścianę budynku, zapominając, że nie jestem sama, tylko w centrum Londynu, w godzinach szczytu. Świetnie, po prostu kurwa zajebiście.
W tym samym momencie uświadamiam sobie przykrą prawdę, stracę Zayna. Prędzej, czy później dowie się. Albo ode mnie, albo od Nialla. Chyba, że romans z Niallem się nie skończy.



* z perspektywy Eleonor…*

- Wiesz.. - Zaczynam, patrząc z dołu na mojego chłopaka.
- Tak? - Pyta, całując moją głowę, na co znowu kładę głowę na jego klatce piersiowej. 
- Kocham cię. - Mówię, a on przytula mnie mocniej, zapewniając, że darzy mnie tym samym uczuciem, a nawet mocniejszym. Chce zaprzeczyć, ale nic nie mówię. 
- I.. Hm.. Wiesz o Melanie i Harrym? - Pytam, a on odsuwa się ode mnie patrząc mi tym razem w oczy.
- Nie gadaj, że zdradził Dianę! - Krzyczy, na całą sypialnie, a ja przewracam oczami.
- Nie, ale Melanie jest w nim zakochana. 
- Skąd wiesz? - Pyta i marszczy brwi.
- Przecież to widać. - Tłumacze mu, ale jego brwi nadal się stykają, co jest oznaką tego, że nie ma bladego pojęcia o co mi chodzi.


* z perspektywy Nialla…*

Czekam na Perrie ze ściśniętym sercem. Nie chce tak tego załatwiać, ale szantaż to jedyne co mi w tej sytuacji pozostaje. Jeśli perspektywa oziębłego dupka, bez serca ma mi pomóc to będę musiał to przeżyć. Słyszę dzwonek do drzwi i zrywam się jak poparzony. Parę sekund później już stoję przed drzwiami poprawiając niebieską koszulkę, po czym chwytam za klamkę, przekręcam ją, a drzwi pod wpływem mojej siły otwierają się ukazując mi obraz zmęczonej i widocznie zrozpaczonej blondynki, która bez słowa wchodzi do środka. Siada na beżowej kanapie lekko pocierając prawy nadgarstek. Zawsze tak robi gdy się denerwuje. Stary Niall podszedł by do niej i przytulił ją, powiedział, że to do niej należy decyzja, a jemu zależy tylko na tym, żeby była szczęśliwa. Mówiłby jak bardzo ją kocha i, że jeśli nie chce, to nie muszą się śpieszyć, że powie wszystkim kiedy chce, ale właśnie, stary. Nowy Niall usiadłby na fotelu na przeciwko, uśmiechnął się kpiąco i przedstawił swoje żądania i zamiary, wobec dziewczyny. I tak właśnie zrobiłem.
- Czego chcesz? - Odezwała się nawet na mnie nie patrząc. Nie chce? Niech nie patrzy.
- Ja? Niczego. Myślę, że to ty powinnaś czegoś chcieć ode mnie. - Informuje ją, a ona natychmiast kieruje swój wzrok na mnie. Nie wygląda już na zmęczoną, ani zrozpaczoną, jest wściekła, ale mięknie, gdy widzi surowy wyraz mojej twarzy. 
- Czego miałabym chcieć? - Rzuca.
- Zayn się dowie. - Mówię, a jej mięśnie się napinają. - Chyba, że…
- Nie jestem dziwką, Niall.- Mówi, choć cicho to stanowczo. Wiem, że zaraz się zgodzi, nie ma wyjście, kocha go. Kurwa, kocha go. Potrząsam głową, chcąc pozbyć się tej natrętnej myśli, ale to wcale nie pomaga. 
- Cóż, wiem, ale obawiam się, że nie masz większego wyboru. - Mówię, a ona kuli się pod moim spojrzeniem. Nigdy nie sądziłem, że mógłbym mieć na kimś taką władzę. 
- Ja.. - Zaczyna, ale jej przerywam.
- No dalej Perrie, kiedyś robiłaś to z własnej woli. - Dodaje, a w niej coś pęka. Patrzy na mnie załzawionymi oczami. Wie, że mam rację, nie ma wyboru. Kiwa głową, a ja uznaje to jako znak do działania. Całuje ją kładąc jej ciało na kanapie. 


* z perspektywy Harrego…*

Łapię jej małą rękę w moją zdecydowanie większą i całuje ją delikatnie, tak jak jeszcze nikogo. Nawet nie wiedziałem, że tak potrafię. Ona uśmiecha się lekko i siada na moich kolanach.
- Za parę dni jest impreza. - Mówię, a ona odwraca się do mnie.
- Super. - Odpowiada, uśmiechając się nadal.



- Czemu? - Pyta.
- A bo wiesz.. Logan urządzał imprezy w każdy weekend, ale na ostatniej skoczył z dachu i złamał nogę. Dziewczyna się krzywi, a ja śmieje się z jej miny, może powinienem zrobić jej zdjęcie.
- To okropne. - Odpowiada w końcu.



- Taak.. - Odpowiadam.
- Ej. - Mówi, dźgając mnie palcem w klatkę piersiową, na co wydaje z siebie udawany jęk, a ona przewraca oczami.
- Nie cieszysz się. - Stwierdza.
- Ja.. Tak jakby muszę tam być. - Mówię, a ona marszczy brwi.
- To impreza gangów. - Tłumaczę. - Pod koniec każdej ktoś kończy z połamanymi kończynami, a w najgorszym wypadku z ich brakiem. - Mówię, a ona próbuje stłumić jęk, który mimowolnie wydobył się z jej ust. Odwraca głowę i przymyka oczy, a ja zastanawiam się, czy kiedykolwiek pogodzi się z tym jaki jestem, z tym jaka jest moja praca. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Pyta w końcu, czym kompletnie zbija mnie z tropu.
- Um.. Tej nocy będzie niebezpiecznie i nie chciał bym, żebyś gdzieś wychodziła.. - Mówię. 
- Sama potrafię o siebie zadbać. - Idzie do kuchni, a ja wiem, że jest zawiedziona i obrażona. Nie wiem, czy moją postawą, czy też pracą, którą chwalić się nie powinienem.

* z perspektywy osoby 3…*

Brunet o dość muskularnej sylwetce zmierza ciemnym korytarzem w stronę biura swojego szefa. Czarne, mocne buty kopią w papierki i kamyki, które znajdą przed sobą, a jego kroki wywołują echo w ciemnościach. Normalne osoby uciekły by z tego miejsca, ale nie on. Caleb Rivers nie jest taką osobą. Zatrzymuje się krótko przed drzwiami i nie męczy się nad zwyczajnym sposobem ich otworzenia, tylko kopie w nie nogą. Uderzenie jest tak mocne, że drzwi, aż wylatują z zawiasów. Sylwetka średniego wieku faceta o burzy blond włosów wyłania się znad biurka, po czym mężczyzna wstaje skanując wzrokiem przybysza, który okazuje się być jego najlepszym pracownikiem. Oczywiście, jeśli tak może go nazwać. 
- Jakie masz dla mnie wieści? - Pyta straszy, a młodszy rzuca mu na dębowe biurko parę zdjęć i kartkę z informacjami. Blondyn bierze do rąk jedno zdjęcie.
- Kto to? - Pyta przypatrując się zdjęciu przepięknej blondynki.
- To. - Mówi brunet opierając się o mebel i nachylając nad siedzącym mężczyzną. - Jest nasz klucz do gangu Stylesa, szefie. Twarz mężczyzny rozjaśnia uśmiech, którego nie można nazwać szczerym. Jest niebezpieczny.

***

Rozdział jest taki..
Tandetny?
Może nie cały, 
ale cóż… tak mi się wydaje.
Przepraszam za to,
że dość długo czekaliście..
Wiem, 
że to męczące, ale mam nadzieję, 
że mi to wybaczycie.
Następny rozdział pojawi się nie długo, 
a ja zapraszam do przeczytania tego i poprzednich, jeśli ktoś jest tu po raz pierwszy.

Komentujcie, kochani!
5 komentarzy = nowy rozdział

Teraz chciałam tak tylko króciutko.
Wiem, że pewnie będzie dużo skarg na temat zachowania Nialla.
Wiem, że go lubicie, ja też go uwielbiam, 
ale pamiętajcie, że oprócz wyglądu postacie nie mają nic wspólnego
 z rzeczywistością, tak?
Ale nawet w tym opowiadaniu musicie zrozumieć, 
że Niall jest zagubiony w miłości do Perrie.
W końcu zakochał się w dziewczynie swojego
NAJLEPSZEGO przyjaciela, która na początku odwzajemniała jego uczucia,
a potem nagle przestała.
Przykre, nie?
Dlatego też zrozumcie, naszego blondynka :))
Przepraszam też, za brak Diany i Harrego w rozdziale, 
bo wiem, że pewnie na to najbardziej czekacie.
Nie martwcie się!
W następnym rozdziale ich nie zabraknie!

I już ostatnia informacja.

Mamy nowego bohatera!


Więcej informacji w zakładce

Kocham mocno, 
Mary.




wtorek, 28 października 2014

Zmiany


Cóż… 

Dzisiejszy post to niestety nie rozdział, ale post "zmienny".


Tym razem chodzi o 
Bohaterów.

Nie będą to tak duże zmiany, jakich może się obawiacie.
Generalnie cechy bohaterów, imiona itd. zostaną takie same..
Zmieni się tylko ich wygląd, ale nie wszystkich.

***

Tak, więc zacznijmy.


Naszą główną bohaterkę, w którą wcieliła się Jade Thirlwall ( Little Mix )
zamienimy na moją ulubioną aktorkę Ashley Benson ( Pretty Little Liars ).


Dlaczego?
Jade nie pasuje mi do postaci Diany i szczerze mówiąc znielubiłam ją, 
a główna bohaterka powinna być też moją ulubioną, 
a Ashley się do nich zalicza.

Drugą i ostatnią postacią będzie Melanie Blue.

Wizerunek tej bohaterki był zrobiony bez namysłu, 
czego żałuje. 
Tak, więc Olivie Holt ( aktorka i piosenkarka ) 



zamieniamy na Care Delavinge ( modelka i aktorka ).



Mam nadzieję, 
że te zmiany będą dla was um.. fajne?


Rozdział będzie niedługo, 
a jak na razie żegnam się z wami 
i do następnej notki ;*

Kocham mocno,
Mary.

czwartek, 23 października 2014

Rozdział 13 „To miłe, że chcesz pomóc."

„Naj­większą za­letą moich przodków jest fakt, że nie żyją. Skrom­nie, ale dum­nie cze­kam na mo­ment odzie­dzicze­nia tej cechy. "         
*z perspektywy Liama...
Jeśli jest coś trudniejszego od miłości to nie chce wiedzieć co. Jak bardzo boli widok ukochanej osoby płaczącej? Jak bardzo boli, gdy wiesz, że jej nie pomożesz? Gdy wiesz, że to nie od ciebie chce pomocy? Gdy dla twojej ukochanej osoby, nie jesteś ukochaną osoba. Nawet nie wiem czy powinienem być zły na Harrego. Biedak nic nie zrobił, ale i tak jego widok przyprawia mnie o mdłości. Ona cierpi.. przez niego. Ja cierpię... przez nią. Wszystko sprowadza do niego, ale ja i tak wiem, że to nie jego wina. To moja wina, bo zakochuje się w nieodpowiednich osobach, jak ona, jak Melanie. Wstaje ze skrzypiącego, niewygodnego i starego wiklinowego fotela przed domem mojej mamy. Nie mieszka tu od dawna, ale ja lubię tu przychodzić. Czuje się, jakby wszystko było dokładnie tak, jak dawniej. Jakbym znów miał  15 lat i czekał na powrót taty, czuł zapach malinowo-jeżynowego ciasta mamy i wsłuchiwał się w dźwięki wydawane przez fortepian, na którym gra moja siostra. Ale to nie wróci. Choć czasem miło jest myśleć, że będzie inaczej. Wyjmuje komórkę z tylnej kieszeni i sprawdzam godzinę, 2 w nocy.
- Kurwa. - Klnę i sięgam po kluczyki. Zbiegam po schodach prowadzących na fanek i otwieram drzwi, zanim jednak wsiądę do samochodu rozglądam się po działce próbując uchwycić najdrobniejsze szczegóły. Nie wiem kiedy będę mógł przyjechać tu po raz kolejny.Usadawiam się na miejscu kierowcy i odpalam auto. 
Z perspektywy Diany...
- Wiem! - Podskakuje śmiejąc się. Jestem szczęśliwa, mogę to powiedzieć, wreszcie mogę to powiedzieć. To wspaniałe uczucie. 
- I bardzo zabawna. - Śmieje się nieudolnie parodiując moje ruchy. Przez chwilę udaję obrażoną, ale gdy całuje mnie w czoło uśmiech sam wchodzi mi na usta i ani śni zejść.
- Myślisz.. oni wiedzą? - Pytam, a on lekko przekręca głowę zajmując tkz. „poze myśliciela".Mam ochotę się roześmiać, ale Harry spogląda na mnie.
- Oczywiście, że tak. - Mówi pewny siebie, a ja unoszę brwi. 
„Skąd mieli by to wiedzieć?" - myśle.- Poczekaj. - Wzdycha, po czym przykłada palec do ust na znak bym była cicho, kiwał lekko głową, a on lekko stąpając podchodzi do drzwi i z hukiem je otwiera. Na podłodze leży Niall, Zayn, Perrie, Eleonor i Louis. 
- Wow. - Mówię, dusząc w sobie śmiech i złość na raz. 
- Mówiłem. - Wzdycha i pomaga wstać wszystkim po kolei. 
- Wiedziałem! - Krzyczy Niall. - Mogłem się z tobą założyć Tomilison! 
- Ale tego nie zrobiłeś. - Śmieje się Lou. - Twoja strata.
Niall udaje naburmuszonego, ale zaraz potem wiesza nam się na szyjach i gratuluje. Uśmiechem się do wszystkich, co nie zdaża się często, ale jestem tak zadowolona, że wszystko jest możliwe. Rozglądam się po wszystkich. Perrie i Eleonor rozpromienione przytulają Harrego mówiąc przy tym, że jeżeli mnie zrani to urwą mu... Typowe dziewczyny.Mam ochotę się roześmiać widząc minę Harrego, ale mów wzrok idzie dalej. Zatrzymuje się na uśmiechniętych chłopakach i zaczynam wszystkich liczyć. Brakuje dwóch osób - Melanie i Liama. Gdzie oni są? - Em.. Gdzie Melanie? - Pytam, bo w tej chwili na prawdę potrzebuje z nią pogadać.
- Nie wiem. - Pezz wzrusza ramionami. Wiem, że raczej się nie polubiły, widzę to w jej oczach, kiedy coś wspominam o Mel. Cóż... może ma jakiś dobry powód, choć wątpię.Melanie jest moją najlepszą przyjaciółką i nie wyobrażam sobie jej, jako „czarnego charakteru", choć Edwards jeszcze mniej pasuje mi do tej roli.
- Och. - Wzdycham po chwili i obdarowuje uśmiechem Hazza, gdy podchodzi by mnie przytulić. To słodkie, po prostu słodkie i wiem to, choć tak dawno nie mogłam użyć tego słowa. „Słodkie", Boże to takie pretensjonalne, ale tak bardzo piękne. Myślę, że „słodkie" od teraz będzie moim ulubionym słowem, choć wiem, że Harry uważa, że „Faceci nie mogą być słodycy" to on taki jest. Harry Edward Styles jest słodki. 
* z perspektywy Melanie...
- Wiem, że ci się podobam, ale... - Ćwiczę swoją mowę przed lustrem. Mam zamiar dzisiaj odegrać się na Liamie za to, jak duże poczucie winy we mnie zakorzenił przez ostatnią rozmowę o związku Diany i Harrego.
- Nie możesz mi pomóc. - Krzywię się. To nie brzmi dobrze. Staram się znaleść odpowiednie słowa, które pomogłyby mi to zrozumieć. Chyba takie nie istanieją.
- Myślę, że mogę ci pomóc. - Słyszę czyjś głos i odwracajam się jak poparzona. Na dźwięk jego głosu jeżą mi się włoski na karku. Jeszcze nie jestem gotowa na tą rozmowę, jeszcze nie.
- Ja.. - Chce coś powiedzieć, ale nie wiem co. Bo co mogę w tej sytuacji powiedzieć?
- Nie musisz nic mówić, ale wiedz, że ci pomogę. - Chce mu powiedzieć, że nie może, że to nie jego chce, ale może jego potrzebuje? 
- To miłe. - Mówię, nie mogąc znaleźć lepiej dobranych słów. - Że chcesz pomóc.


*** 
Za krótki rozdział dziękujemy: 
- Szkole,
- Braku komputera, 
- Badziewnemu internetowi.

Mimo to, przynajmniej jest! xD 
Przepraszam za wszystkie błędy, ale rozdział jest pisan na telefonie...

Kocham mocno, 
Mary.



niedziela, 19 października 2014

Dla tych, krótszy czekają...

Tych, 
którzy czekają na kolejne rozdziały
„Life without you is meaningless" 
chciałabym powiadomić, 
że rozdział już mam, 
ale uważam, że jest trochę krótki.
Tak, więc jeśli uda mi się coś dopisać to wstawię go jutro,
a jeśli nie to..
Też wstawię go jutro xD
Tyle tylko, 
że będzie miał taką długość jaką ma i tyle...

Serdecznie dziękuje tym, 
którzy czekają.

Kocham mocno,
Mary.

środa, 8 października 2014

Nowy rozdział - kiedy?

***
Jak mówi tytuł, 
post dotyczy tego, kiedy pojawi się nowy rozdział 
" Life without you is meaningless".
Otóż w tym tygodniu mam 
niewiarygodnie mało czasu 
na… wszystko.
Dlatego też mam nadzieję, 
że rozdział pojawi się w ten weekend,
ale nic nie obiecuje. 
Jak to się mówi 
"szkoła najważniejsza", 
więc mam nadzieję, 
że zrozumiecie. 

Kocham mocno, 
Mary.


piątek, 3 października 2014

Rozdział 12 "Ona nigdy by ci tego nie wybaczyła."

***
Jeśli to czytasz skomentuj, 
dla ciebie to chwila, 
a dla mnie uśmiech i motywacja! 

"Zna­ne są ty­siące spo­sobów za­bija­nia cza­su, 
ale nikt nie wie jak go wskrzesić. "
Albert Einstein


* z perspektywy Harrego…

- Czy-czy on.. 
- Tak. - Dokańczam zdanie za przerażoną brunetkę. 
- Dobrze. - Mówi, a ja patrzę na nią z niedowierzaniem.
- Zasłużył na to. - Spluwa, a ja nie mogę uwierzyć w jej słowa. Nic nie mówię, tylko odwracam się w stronę nieruchomego ciała Edwarda.
- Nie mogę uwierzyć w to co się stało. - Mówię, a ona kręci głową z rozbawieniem.
- Dlaczego się śmiejesz? - Pytam.
- Ponieważ głęboko wierzę w szczerość, Harry. I nie wierzę, że nigdy w swoim pieprzonym życiu nie zabiłeś człowieka, przecież masz gang! - Wybucha. Zaciskam pięści, żeby się uspokoić. Nie mogę stracić kontroli, nie teraz, nie przy niej.
- To, że mam gang nie oznacza, że zabijam wszystkich po kolei, Diano. - Mówię na tyle spokojnym tonem, na jaki mnie w tej chwili stać.
- I jeśli chcesz wiedzieć to nie, nigdy nikogo nie zabiłem. - Dopowiadam szorstkim tonem i wychodzę z pomieszczenia.
- Zamierzasz go tak tam zostawić?! - Krzyczy wychodząc na korytarz i podążając za mną.
- A co mam zrobić? Przyjedzie reszta jego gangu, znajdą go i po sprawie. - Mówię. Diana kiwa głową i odwraca się nie wiedząc co powiedzieć. Przeszukuje kieszenie w poszukiwaniu telefonu. Dziwie się, kiedy faktyczne go znajduje, w końcu jaki normalny człowiek zostawił by go swojemu więźniowi? No tak. Normalni ludzie nie posiadają więźniów…
Wyjmuje i-phone i piszę Sms'a do Niall'a.

Do: Niall

Gdzie wy do cholery jesteście? 

Parę minut później dostaje wiadomość zwrotną z informacją, że się zgubili. Kręcę głową i prowadzę Dianę do mojego samochodu, dziewczyna wsiada jak najszybciej i opiera głowę o zagłówek, puszczając jakąś wolną piosenkę.
- Przepraszam. - Słyszę cichy głos Diany i odwracam się w jej stronę.
- Nie masz za co. Sam bym tak myślał. - Odpowiadam i z powrotem kieruje swój wzrok na drogę.
- Właśnie o to chodzi! Nie chciałam, żebyś tak myślał, bo to nie prawda. - Mówi, kładąc rękę na moim kolanie. Spinam się na ten gest, ale ona zdaje się tego nie zauważać. Mimo to kilka sekund potem zabiera rękę i uśmiecha się do mnie, na co odpowiadam jej tym samym.
- To.. gdzie reszta? - Pyta, a ja wiem, że głównie chodzi jej o Perrie. Ostatnio strasznie się z nią zżyła, a ja zastanawiam się, czy wyjawiła jej już swój sekret, ale postanawiam zachować dla siebie to pytanie, na wypadek gdyby nie wiedziała.
- Zgubili się, jak zwykle Louis gdzieś ich wywiózł. Szczerze mówiąc nadal nie rozumiem, dlaczego to on zawsze prowadzi. - Śmieje się, a ona robi to samo, tylko głośniej. Uśmiecham się, bo wiem, że odzyskała humor. Chwilę później parkujemy pod moim domem, a ona wysiada z samochodu. Robię to samo i zamykam auto, by nikt mi go nie ukradł.
- Zorientowałeś się, że pada? - Woła Diana z ganku, a ja patrzę na moje ubranie. Jest całe przemoczone, a ja śmieje się z własnej głupoty. Dziewczyna dołącza do mnie i wybiega na chodnik. Po paru sekundach jest tak mokra jak ja, a uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Zaczyna tańczyć, a ja łapię ja w tali i okręcam wokół siebie.


Stawiam ją na ziemi, a jej twarz jest tak blisko mojej, że mam ochotę ją pocałować. Słyszę grzmot, na co ona się wzdryga, jakby wyrwana z transu, w którym jeszcze przed chwilą była.
- Myślę, że powinniśmy wejść. - Mówię cicho, prawie w jej usta. 
- Tak. - Odpowiada i uśmiecha się łapiąc mnie za rękę. 
Podążam za nią, mrucząc coś pod nosem. 


* z perspektywy Perrie…

- Ja pierdole. - Mówię odpinając pas. 
- Zatrzymaj się. - Dodaje, gotowa wysiąść z auta. 
- Co? - Pyta Louis. 
- Zatrzymaj się do cholery! - Krzyczę, a piątka chłopaków, Melanie i Eleonor wzdrygają. Lou zatrzymuje samochód, a ja szybko wysiadam, przechodzę na drugą stronę i prawie wyciągam go z miejsca kierowcy i sama zajmuje jego miejsce. 
- Od teraz ja prowadzę. - Informuje, a oni zdziwieni kiwają głowami. Jak się spodziewałam ( i mówiłam parę minut wcześniej ) gdybyśmy skręcili wcześniej w prawo, dawno bylibyśmy w domu, ale jak zwykle nikt mnie słucha. Zniesmaczona jadę dalej, aż w końcu parkuje pod domem. Wychodzę z samochodu, a reszta zaraz po mnie. Widzę auto Harrego, co oznacza, że jest w środku. 
- Pośpieszcie się! - Krzyczę na guzdrającą się kupę przyjaciół za mną. 
- No idziemy! - Odkrzykuje wnerwiona Melanie, która najchętniej udusiła by Liam'a gołymi rękami. Nie dziwie się jej. Chłopak cały czas nieudolnie próbuje poderwać dziewczynę. 
Otwieram drzwi i słyszę śmiechy dobiegające z salonu. Idę szybko w tamtą stronę. 
- Nie prawda! Ja wygrałam! - Śmieje się Diana, gdy staje obok framugi. 
- Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje! - Odpowiada Harry. Dziewczyna chce coś powiedzieć, ale decyduje się na inny rodzaj wypowiedzi. Całuje go. 


* z perspektywy Melanie…

Zamykam się w pokoju i pozwalam, by łzy swobodnie wypływały z moich oczu. Nie wiem nawet gdzie jestem. Rozglądam się po pomieszczeniu i stwierdzam, że musi to być pokój jednego z chłopaków, sądząc po czystości, pewnie Liama. Siadam na łóżku i zaczynam łkać, nie mogąc złapać powietrza. Ból jaki rozprzestrzenił się po moim ciele, gdy zobaczyłam całujących się Dianę i Harrego był nie do zniesienia. Rozsadził mnie od środka i sprawił, że wszystkie moje kończyny odmówiły posłuszeństwa, a mięśnie zdrętwiały. Marzę o tym, by być na miejscu Diany. Czy oni są razem? Jeśli tak to przecież nie odbije mojej najlepszej przyjaciółce chłopaka, nie mogę. Słyszę pukanie, a ja marzę, żeby to był dostawca wielkiej pizzy z niesamowicie dużą ilością dodatków, której nawet nie zamawiałam. 
- Mogę? - Słyszę głos chłopaka zza drzwi. 
Chce krzyknąć "NIE", ale nie mam siły, więc nie odpowiadam, tylko staram się ukryć oznaki płaczu, chociaż nie jest to możliwe. 
- Mel.. Wszystko w porządku? - Podnoszę głowę i widzę Liam'a. 
- Co? T-tak, wszystko ok. - Mówię cicho i spuszczam wzrok. 
- Wiem, że nie. Nie widzę powodu, żebyś musiała kłamać. - Mówi, a ja czuje się głupio. 
- Wiem też o co chodzi. Widzę, jak boli cię widok Diany i Harrego, ale nie możesz zniszczyć ich uczucia. Ona nigdy by ci tego nie wybaczyła. - Mówi. 
- Ale dlaczego ona musi z nim być? Może gdyby wiedziała co czuje, to nie pocałowała by go!
- Pewnie nie, ale jeśli to jej powiesz to nie będzie gorszej przyjaciółki od ciebie. - Dodaje, a ja kiwam głową. Wiem o tym, ale tak bardzo nie chciałam tego usłyszeć tego od nikogo, a szczególnie od niego. Nie od mojego przyjaciela. Bo jest tylko przyjacielem, prawda? 

* z perspektywy Zayna…

Mimo, że ten dzień zaczął się gorzej, niż mógłbym sobie to wyobrazić to widok uśmiechniętej blondynki i możliwość złapania jej za rękę działa na mnie kojąco. To jak wypowiada moje imię, jak rumieni się, gdy ją całuje, jak razem śpiewamy i piszemy teksty piosenek, które zakopujemy głęboko pod łóżkiem w pudełku, które zrobiła moja siostra, to jak patrzy się na mnie, gdy mówię, jak bardzo ją kocham i to jak odpowiada mi tym samym. Nie wątpię w szczerość naszego uczucia, ale wiem, że ona coś przede mną ukrywa. I nie tylko ona. Harry i Niall coś o tym wiedzą, ale nie chcą mi powiedzieć. Boli mnie jej brak zaufania. Jaki jest powód tego, że nie mówi mi o tym, co się dzieje w jej życiu, szczególnie wtedy, kiedy jest to coś na tyle poważnego, że chodzi przygnębiona. Nienawidzę, gdy jest smutna. Nie umiem znaleźć sposobu, by uśmiech, dzięki któremu staje się jeszcze piękniejsza, wpełzną  z powrotem na jej twarz i nigdy już nie schodził. 
- Kochasz mnie? - Słyszę jej głos.
- Oczywiście. Najbardziej na świecie. - Odpowiadam, nie rozumiejąc jej nagłego pytania. 
- A kochałbyś mnie, gdybym zrobiła coś strasznego?
- Myślę, że tak. - Mówię, ściskając mocniej jej rękę, na co ona się uśmiecha, chcąc dodać mi otuchy. Nie pomaga. Czuje się, jakby zaraz miała powiedzieć mi coś strasznego, coś przez co cała moja przyszłość i ja runiemy w gruzach, ale ona tylko się zastanawia. Patrzy na zachód słońca, jakby jej nie raziło. Może nie razi? Może jest zbyt zamyślona, by zwracać uwagę na takie drobnostki. Ostatnie promienie padają na jej bladą twarz ( zawsze była taka blada? ), a potem zachodzi, na co ona zamyka oczy. Parę łez wydostaje się spod jej powiek, a ja natychmiast ją przytulam. Dlaczego płaczę? I dlaczego nie chce mi o tym powiedzieć? A może nie może?
- Co się stało? - Pytam, gładząc jej plecy i całując w głowę. 
- To dobrze. - Odpowiada, a ja odsuwam ją ode mnie, by móc spojrzeć jej w oczy. 
- To dobrze, że byś mnie kochał. - Dodaje.

***
No więc tak, 
( tak wiem, że nie zaczyna się zdania od "więc" ).
Rozdział nie jest długi, 
wiem o tym.
Jego długość jest adekwatna do ilości komentarzy. 
W skrócie do jednego komentarza. 
Mimo to jestem zadowolona, 
bo autor tego komentarza dopiero zaczyna czytać to opowiadanie,
co oznacza, że czytelników powoli przybywa.

Liczę na komentarze.

PAMIĘTAJCIE!
DŁUGOŚĆ I CZAS NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU ZALEŻY OD WAS I WASZYCH KOMENTARZY.

Kocham mocno,
Mary. 



sobota, 27 września 2014

Rozdział 11 "Zasłużyła na to"

Jeśli to czytasz to zostaw po sobie komentarz :) Dla ciebie to chwila, a dla mnie uśmiech i motywacja :)


"Praw­dzi­wa miłość zaczy­na się tam, 

gdzie nicze­go już w za­mian nie oczekuje.''
Antoine de Saint-Exupery

* z perspektywy Harrego

- Ile razy będę musiał ci jeszcze mówić, że jej tutaj nie ma zanim to zrozumiesz? - Słyszę donośny głos Louisa, któremu już pękają nerwy od moich natarczywych pytań. Krzyczy tak głośno, że aż odsuwam telefon od ucha i przystawiam go z powrotem dopiero po paru sekundach. 
- W takim razie gdzie jest? - Pytam mocując się z kolejnymi drzwiami od opuszczonego magazynu na obrzeżach Londynu.
- Nie wiem stary, ale musimy ją szybko znaleźć, jadę dalej. - Mówi, a ja szepce ciche "Ok" i rozłączam się, po czym wkładam telefon do kieszeni kurtki i ponownie męczę się z otworzeniem drzwi. W końcu zamek ustępuje, a ja mogę wejść do ciemnego pomieszczenia. Wzdycham, kiedy ponownie nic nie znajduje, a w budynku panuje kompletna cisza. Wsiadam do swojego samochodu zastanawiając się gdzie jeszcze mogę się udać. Jest już tylko jedno miejsce, a mnie jakby olśniewa, gdy tylko moje myśli skupiły się na nim. Chwytam komórkę, mając nadzieję, że nie zabije się prowadząc jedną ręką i wysyłam SMS do Perrie. 

Do: Perrie

" Stara fabryka zabawek." 

Licząc, że blondynka zrozumie wysyłam wiadomość i rzucam telefon na sąsiednie siedzenie. Przyciskam pedał gazu, aż w końcu uzyskuje zamierzoną szybkość. Po 10 minutach znajduje się pod celem mojej podróży. Chwytam broń ze schowka w samochodzie i cicho błagam, by wystarczyła mi do przyjazdu reszty grupy. Słyszę krótki dzwonek, oznaczający przybycie SMS'a.

Od: Perrie

"Będziemy za chwilę, nie wchodź tam sam."

Prycham, gdy odczytuje treść wiadomości. Mimo prośby zakradam się do tylnych drzwi fabryki i wyważając je wchodzę do budynku. Dwóch osiłków od razu się na mnie rzuca, ale ja daje sobie z nimi radę bez użycia broni. Zastanawiam się, gdzie iść, ale gdy słyszę damski krzyk zaczynam biec w tamtą stronę. 


* z perspektywy Diany…


- Zostaw mnie! - Krzyczę i zostaje uderzona po raz kolejny, mam na sobie już samą bieliznę, a on jest najwyraźniej z tego niebywale usatysfakcjonowany. Mdli mnie, gdy myślę o jego brudnych zamiarach względem mojej osoby. Ratuje mnie blondyn, o nie zbyt przyjemnych wyrazie twarzy, który każe natychmiast pójść z nim, bo jak twierdzi "mają kłopoty". Nic mnie nie obchodzi, jakiego rodzaju są to kłopoty. Oddycham z ulgą, gdy chłopak schodzi ze mnie i mrucząc przekleństwa pod nosem wychodzi z pomieszczenia. Jest mi zimno i czuje się niebywale.. brudna. Chce płakać, ale nie mogę wydusić z siebie już ani jednej łzy. Czy możliwe jest, by łzy się skończyły? Słyszę krzyki, na których dźwięk się wzdrygam. Czy już tak szybko wraca? Podkurczam nogi tak, że kolana dotykają brody, chce objąć je rękami, ale nie mogę, przez co uczucie dyskomfortu ponownie wzrasta. Zaczynam się trząść, kiedy krzyki, strzały i ciężkie kroki zbliżają się do drzwi. Mrugam kilkakrotnie oczami, kiedy zauważam postać przy framudze drzwi do pokoju, w którym się znajduje. 
- H-Harry? - Myślę nad tym, czy nie mam zwidów, ale gdy chłopak rozwiązuje sznurki na moich rękach, wiem, że to prawda. Niespodziewane uczucie euforii atakuje mnie i z całych sił przytulam się do chłopaka o brązowych lokach. Uśmiecha się do mnie lekko i bierze na ręce. Uśmiech znika z jego twarzy, gdy widzi wiele siniaków na.. cóż, na całym moim ciele. Chce go przekonać, że wszystko jest już dobrze, ale stać mnie tylko na położenie głowy na jego klatce piersiowej. Trzymając mnie wybiega z pokoju i biegnie korytarzem w kierunku z którego dochodzą kolejne strzały. Dlaczego biegnie akurat tam, dlaczego nie biegnie w drugą stronę, która teraz wydaje mi się niesamowicie bezpieczna. 
- H-Harry, b-boje się.. - Szepce, a on odwraca głowę ku mnie. 
- Nie ma czego księżniczko, już jesteś bezpieczna. - Całuje moją głowę. Przez chwilę czuje się bezpiecznie, wszelkie zmartwienia zamykają się w otchłani mojego umysłu i nie mają zamiaru wyjść, ale gdy kula przelatuje tuż nad moim uchem zaczynam panikować. Chce wyrwać się z rąk Harrego i biec jak najszybciej w którąkolwiek stronę, byle by tylko znaleźć się jak najdalej od tego.. wszystkiego. Hazza stawia mnie na ziemi, ale nadal podtrzymuje jedną ręką. Gdy widzę pięć mocno zbudowanych chłopaków biegnących w naszą stronę robi mi się nie dobrze. Zastanawiam się co Harry ma zamiar zrobić. Jego szczęka jest mocno zaciśnięta, gdy biegniemy w drugą stronę. Drzwi od przeciwnego korytarza otwierają się, a my jesteśmy w pułapce.

* z perspektywy Perrie…

- To bez sensu! - Krzyczy Zayn kopiąc w wielki kamień na totalnym pustkowiu, na które wywiózł nas Louis. Łapie się za głowę z bezradności i łapie za telefon w nadziei, że Harry nie był na tyle głupi i nie wszedł tam na własną rękę. Biorę przykład z mojego chłopaka w jak najmocniej walę w kamień. Krzywię się czując przeszywający ból w stopie, przez co jestem jeszcze bardziej wściekła.
- Gdzie ty nas wywiozłeś? - Krzyczy zestresowana Melanie, która najchętniej udusiła by Lou tu i teraz.
- Uspokójcie się. - Prosi Liam. - Musimy coś wymyślić. - Stwierdza, a ja mam ochotę rzucić w niego jakiś zgryźliwy komentarz, ale powstrzymuje się wiedząc, że to i tak nic nie da.
Wsiadamy do samochodu, a Payne postanawia zostać kierowcą wyganiając Louisa na tylne siedzenia. Siedzimy chwilę, a Niall próbuje połapać się w mapie, którą znalazł gdzieś w bagażniku.

* z perspektywy Harrego…

Chce na czymś wyładować swoją energię, ale jak. Nogi i nadgarstki przywiązane do krzesła w żadnym stopniu mi nie pomagają, a Diana siedząca na krześle za mną jeszcze bardziej mnie przygnębia. Karcę siebie za głupotę i kolejny raz postanawiam, że mógłbym chociaż raz posłuchać Perrie.
- Przepraszam. - Szepce dziewczyna, a ja chce się do niej odwrócić, ale przez te cholerne sznurki nie mogę.
- Za co? - Marszczę brwi.
- Za to, że tu jesteś. - Mówi. - Może gdybym była bardziej ostrożna to..
- Przestań! - Podnoszę głos. - To nie twoja wina, tylko moja. Jestem głupi, mogłem zaczekać na resztę, a nie wchodzić tu, jakbym chciał udowodnić, że sobie poradzę w każdej sytuacji.
Diana wzdycha i zadziera głowę do tyłu przez co dotyka mojej.
- I przepraszam za Julie. - Mówię. Wiem, że to nie odpowiednie miejsce, ale muszę jej to powiedzieć.
- Nadal nie rozumiem o co tu właściwie chodzi. - Odpowiada.
- Jestem szefem gangu. - Mówię cicho, jakby to miało cokolwiek pomóc.
- Co? - Słyszę jej głos. Jest równie cichy co mój.
- Mam gang. Ja, Niall, Zayn, Liam, Louis, Perrie, Eleonor i.. Melanie.
- Melanie?
- Tak.. Ale nie wiedziała o Julie.. zresztą jak my wszyscy.
- Ktoś chyba musiał wiedzieć. - Prycha, a ja przewracam oczami.
- Zayn wiedział. Znaczy.. Mówił coś o porwaniu, ale nie wiedziałem, że to będzie twoja siostra.
- Harry! Czy ty siebie słyszysz?! Czyli, jeśli było by to inne 6 letnie dziecko, nie będące moją siostrą to tak po prostu byś je porwał? - Zaczyna płakać, a ja nie wiem co zrobić. Czy zrobiłbym tak?
Nigdy nie porywałem dzieci i nie zamierzam, ale chyba bardzo nie poprawi jej to humoru.
- Nie porywam dzieci. - Wzdycham.
- O co chodzi z tym gangiem? Handlujecie narkotykami, porywacie, zabijacie, tak? - Pyta.
- Taak.. - Nie odpowiada, a drzwi do pomieszczenia z hukiem się otwierają.
- Proszę, proszę. - Edward uśmiecha się szyderczo, a ja mam ochotę walnąć go z całej siły w ten krzywy ryj.
- Harry Styles, no ciebie się tu nie spodziewałem. - Mówi i podchodzi bliżej mnie.
- Też miło mi cię widzieć. - Przewracam oczami.
- Minęło tak dużo czasu od tego wydarzenia, prawda? - Uśmiecha się szyderczo. - Jak ona miała? Lilli? - Pyta i kopie w moje krzesło.

"- Kocham go Harry, musisz się z tym pogodzić. - Mówi dziewczyna, poprawiając pasek od torby na ramieniu. 
- Mama nie jest zadowolona, że się z nim spotykasz. - Odpowiadam mając nadzieję, że Lilli posłucha. - To moje życie, nie jej, ani nie twoje. - Syczy. Wybiega z domu, a ja siadam na kanapie i chowam twarz w dłoniach. Słyszę trzask i krzyk, więc wybiegam z domu. Na dworze jest ciemno, a mgła na pewno mi nie pomaga. Widoczność jest tak słaba, że ledwo co widzę czubki swoich butów. Wzdycham i zaczynam nasłuchiwać. 
- Przestań, Ed! - Słyszę głos brunetki i biegnę w stronę miejsca, skąd dochodzi. Żałuje, że nie słuchałem wykładów mamy o orientacji w terenie. 
- Zdradziłaś mnie, co?! - Słyszę krzyk. Głos ten nie należy do dziewczyny, jest gruby, zachrypnięty i przyprawia o dreszcze.. To jego głos. 
- Nie, proszę, przestań! Nie zdradziłam cię na prawdę! - Widzę kłócącą się parę. Mimo nie sprzyjających warunków atmosferycznych dostrzegam wściekłe spojrzenie chłopaka. 
Przyspieszam kroku, gdy podchodzi do niej i krzyczę, gdy zadaje pierwszy cios. 
- Zostaw ją. - Cedzę przez zęby. Edward jest wyższy ode mnie i starszy, ale staram się zachować "dobrą minę do złej gry". 
- Bo co? - Patrzy na mnie i zaczyna się śmiać, gdy widzi moją wkurzoną minę. Wyjmuje broń i odbezpiecza ją. 
- Zasłużyłaś na to. - Powiadamia i strzela. Słyszę krzyk. To ja krzyczę? Podbiegam do niej i zamykam w szczelnym uścisku. Nie reaguje. Nie żyje. 
- Moja mała siostrzyczka. - Jeszcze nigdy tak nie płakałem, chciałem jej wygarnąć, że miałem rację, że ją skrzywdzi, ale już nie mogę. Moja biała koszulka już cała przesiąkła krwią. Krwią mojej siostry.
- Zasłużyła na to. - Powtarza i rzuca bronią. Łapie ją i wystrzelam w jego nogę."

- Och płaczesz? - Śmieje się.


Spuszczam głowę. 
- Twoja siostra była zdzirą, a ty jesteś taki sam jak ona. - Mówi, a ja nie kontroluje siebie. 


***

Przepraszam za to, 
że wcześniej rozdział się nie pojawił…
W każdym razie jest. 
Myślę, 
że jest okey…
Liczę na komentarze!

Kocham mocno, 
Mary.

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 10 " Mówiła, że idzie spotkać się z tobą."

Jeśli to czytasz to zostaw po sobie komentarz :) Dla ciebie to chwila, a dla mnie uśmiech i motywacja :) 

                                                               "Każdy po­winien mieć ko­goś, z kim mógłby szczerze pomówić,
                            bo choćby człowiek był nie wiado­mo jak dziel­ny, cza­sami czu­je się bar­dzo samotny."
                                                                                                                                   Ernest Hemingway

* z perspektywy Diany

Jest równo 19.30, kiedy wychodzę z domu na spotkanie z Harrym. Na dworze jest zimno, więc zapinam moją skórzaną kurtkę, tym samym zasłaniając pistacjową, koronkową bluzkę z długimi rękawami. Splatam swoje ręce na klatce piersiowej, w celu dodania sobie odrobiny ciepła, ale i tak to nie pomaga. Zrezygnowana próbuje włożyć dłonie do kieszeń w kurtce, ale jak na złość są one zrobione "dla zmyłki"( kieszeń jest zaszyta ), więc opuszczam ręce wzdłuż ciała. Mimo, że na zewnątrz jest mi cholernie zimno, a palce u rąk i nóg aż drętwieją to cała pocę się na wieść o spotkaniu ze Stylesem. Nerwy zjadają mnie od środka, a ja nie potrafię nakarmić ich niczym innym, jak tylko moim strachem, za co szczerzę siebie nienawidzę. Jestem w parku wcześniej niż powinnam, więc siadam na ławce obok fontanny, przy której jesteśmy umówieni. Pocieram dłonie o ramiona, przez co moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Rozglądam się po parku, ale ku mojej uldze nie widzę jeszcze loczka w pobliżu. Za szybko zdecydowałam się na tą rozmowę, nie jestem na nią gotowa, a może jestem? Co mu powiem? Powinnam dać mu mówić i siedzieć cicho. Uznaje, że to dobry pomysł i wyciągam z tylnej kieszeni moich rurek telefon. Jest 19.55, a ja widzę chłopaka zmierzającego w moim kierunku. Zastanawiam się, czy wstać, w końcu jestem na niego zła, ale może  powinnam okazać trochę szacunku, zanim dupa przymarznie mi do ławki? Śmieje się ze swojej głupoty i wstaje, przez co czuje jeszcze mocniejszy wiatr na swojej twarzy. Wzdrygam się z zimna. Jest ciemno, w końcu nadchodzi jesień, a ja besztam się za nieodpowiedni strój. Postać jest coraz bliżej, a ja mam coraz większe wątpliwości co do tożsamości danej osoby. Zagryzam nerwowo wargę, gdy nie dostrzegam charakterystycznej burzy ciemnych loków na głowie. Przełykam głośno ślinę i zaczynam się cofać. Chłopak wchodzi w siadło latarni, a ja zamieram.
- E-Edward. - Choć tak bardzo nie chce pokazać, jak się go boje, mój głos wszystko zdradza i natychmiast policzkuje się w myślach za odezwanie się do tego zboczonego, ponurego typa, który równie dobrze mógłby teraz gnić w piekle, jak pewnie kiedyś skończy.
- Witaj kochanie, tęskniłaś? - Pyta, zmniejszając odległość między nami. Przestraszona cofam się, przez co prawie wpadam na ławkę, ale szybko odzyskuje równowagę.
Odwaga, odwaga, odwaga… 
Powtarzam w myślach, by nie wytrącić się z równowagi. Jestem jeszcze bardziej wściekła na Harrego, który spóźnia się już z 10 minut, bo zostawił mnie tu z tym typem, który ewidentnie rozbiera mnie wzrokiem, a ja marzę o wsadzeniu swojej pięści do jego gardła.
- Nie, nie tęskniłam. - Mówię pewniej, niż myślałam, że potrafię. Uśmiecha się i przejeżdża dłonią po moim policzku, na co instynktownie chce się odsunąć, ale jego druga ręka, twardo przylegająca do mojego pasa uniemożliwia mi jakikolwiek ruch.
- Odsuń się. - Proszę.
- Wiesz… - Mówi przenosząc ręce na mój tyłek, przez co sztywnieje. - Może nawet bym cię zostawił… - Chce odetchnąć z ulgą, ale zanim to robię dodaje. - ale tego nie zrobię. Z Harrym mamy swoje porachunki, a ty mi to tak niezmiernie ułatwiasz, że chyba powinienem ci podziękować. - Wszystko potem dzieje się tak szybko, że trudno jest mi się we wszystkim połapać. Jego ręce na mojej buzi, uniemożliwiające mi krzyki, dwóch ( bardzo ) masywnych mężczyzn wpychających mnie do czarnego samochodu, śmierdząca szmata, przy moim nosie i nic. Ból, płacz i ciemność.


* z perspektywy Harrego…


Szybkim krokiem zmierzam ku ulubionemu miejscu Diany w parku nieopodal szkoły. Jestem spóźniony jak zwykle. 20.15, kurde Styles! Założę się, że już jej tam nie ma, albo jest, ale jeszcze bardziej wkurzona, niż była, a w najgorszym przypadku pomyśli, że mi nie zależy. W końcu dobiegam ( kiedy zacząłem biec? ) do miejsca naszego spotkania, ale nie widzę kasztanowych loków dziewczyny i jej pięknych brązowych oczu.. albo chociaż jej irytującego uśmieszku na ustach, kiedy znowu zrobiłem coś źle. Rozglądam się i słyszę krótki, stłumiony wrzask, wrzask kobiety, wrzask Diany. Biegnę ku źródle dźwięku, ale zastaje tylko odjeżdżające, duże, czarne BMW, pięknie…


* z perspektywy Melanie…

- Diano Jessico Norton, jeśli natychmiast do mnie nie oddzwonisz dzwonię na policję, ale najpierw wyrzucę wszystkie słoiki Nutelli z całego domu! - Krzyczę nagrywając się po raz setny Di na sekretarkę, która ( na szczęście i o dziwo ) nie jest jeszcze pełna. Mam ochotę krzyczeć z bezradności, więc chwytam poduszkę by stłumić krzyk i wrzeszczę w nią. Oddycham z ulgą, bo po tej czynności czuję się na prawdę lepiej. Biorę telefon i piszę do Liama.

Do: Liam 

" Nigdzie nie ma Diany, nie wiesz gdzie może być?" 

Nie muszę długo czekać, by otrzymać wiadomość zwrotną od bruneta.

Od: Liam 

" Chyba mamy problem…"

Trzaskam telefonem o pobliską ścianę i chowam twarz w dłoniach. Wiedziałam, że to tak się skończy, wiedziałam i, i tak się w to wpakowałam. Podnoszę iPhone z podłogi i oceniam jego stan, na szczęście nie uległ całkowitemu zniszczeniu ( nie licząc zbitej szybki, zawieszającym się ekranie i zmienianiem się tapety, nie przeze mnie, krótko mówiąc czeka mnie wycieczka do Apple. ), więc odblokowuje go i piszę do Liama.

Do: Liam

" Będę za 5 minut." 

Piszę i chwytam dżinsową kurtkę z wieszaka, po czym zamykam drzwi na klucz i biegnę do samochodu. Cieszę się, że Julie nie ma z nami, bo zdecydowanie to nie jest sytuacja dla 5-latki.
Po paru minutach pukam, a raczej wale, pięścią w drzwi domu chłopaków. Otwiera mi Niall, który wyjątkowo nic nie je. Wywracam oczami i wchodzę od razu krzycząc na wszystkich.
- Gdzie ona do cholery jest?!
- Nie wrzeszcz tak. - Prosi cicho Perrie. W salonie siedzą wszyscy Niall, Liam, Louis, Zayn, Perrie, Eleonor i Harry.
- Ty. - Syczę, podchodząc do loczka. - Mówiła, że idzie spotkać się z tobą. - Krzyczę, nie potrafiąc się opanować.
- Ed ją zgarnął. - Mruknął.
- The devils? - Pytam, a wszyscy kiwają głowami, które w tej chwili z niewiadomych przyczyn mam ochotę im wyrwać.
- SUPER! PO PROSTU ZA-JE-BI-ŚCIE! - Wrzeszczę, kręcąc się nerwowo po salonie.
- Co teraz? - Pyta Louis, a ja mam chce go walnąć i robić tak dopóki nie przestanie rzucać głupimi pytaniami.
- Trzeba jej poszukać. - Wstaje Perrie, jedyna mądra! - The Devils raczej nie są przyjaźnie nastawieni. - Mówi, a Harry wstaje i prawie wywala się biegnąc do auta. Reszta bierze z niego przykład, a parę minut później zwiedzamy Londyn i jego okolice w poszukiwaniu brunetki.


* z perspektywy Diany…

Spałam, bo gdybym nie spała, to nie miałabym tak ciemno przed oczami, tak? Orientuje się, że nie śpię, kiedy nieprzyjemne dreszcze drażnią moje ciało. Gwałtownie otwieram powieki i widzę, cóż… nic, nie widzę. W pomieszczeniu jest tylko jedno źródło światła, którym jest żarówka wisząca na pojedynczym kabelku, dzięki niej widzę szare, poobdrapywane ściany,  materac z którego wystają sprężyny i na którym siedzę i rury, nade mną, do których mam przykute ręce. O mój boże, wyłączcie to światło! Głowa boli mnie tak, jakbym wczoraj wypiła 10 litrów wódki i popiła ją jeszcze paroma litrami innych alkoholi i choć wiem, że to niedorzeczne to w duchu proszę, żeby tak właśnie było, a wizję porwania całkowicie wyrzucam ze swojej głowy, dopóki nie widzę w progu krzywego ryja Ed'a, mam ochotę zdrapać mu ten uśmieszek z twarzy, ale przykute ręce mi to uniemożliwiają.
- Księżniczka się obudziła. - Mówi.
- Gdzie jestem? - Pytam, ignorując jego wypowiedź.
- Och, w Londynie. - Uśmiecha się wrednie. - A reszty już nie mogę ci powiedzieć.
- Czemu tu jestem? Czego ode mnie chcesz? - Pytam ponownie.
- Harry i ja mamy pewne niedokończone sprawy. - Wyjaśnia. Krzywię się, gdy siada praktycznie na mnie i muska mój policzek swoimi wargami, chce go odepchnąć, ale nie mam jak, wiedząc to Edward zjeżdża pocałunkami niżej, a ja zaczynam płakać, wiedząc jak to się skończy.

***
Rozdział nie jest zbyt długi, 
ale trzymając się zasad, rozdziału w ogóle nie powinno być. 
Jest mi przykro, 
że nikt nie komentuje, ale cóż?
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem znajdzie się trochę komentarzy…

Kocham mocno,
Mary.