Bohaterowie

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 15 „Raczej cię nie zje, ale uważaj."

*z perspektywy Diany...*

Cała noc upłynęła mi wedle stałego szablonu - sen, koszmar, płacz. 
Nie jestem pewna ile czasu zataczałam błędne koło, ale wiem, że gdy w sobotę o 7.30 zadzwonił mój srebrno-szary budzik byłam kompletnie nieprzytomna. 
Szczerze nienawidziłam perspektywy pracy połączonej ze szkołą, ale chyba nie miałam większego wyboru. Odkąd rodzice zabrali Julie ( a zrobili to już parę tygodni temu ) nie dostaje od nich rzadnych pieniędzy, a jeśli w najbliższym czasie nie chce umrzeć z głodu to praca jest jedynym rozwiązaniem. Miałam tak duże szczęście, że znalazłam idealną pracę. Cóż, może „idealna" to za mocne słowo, ale przynajmniej jest dość blisko mojego miejsca zamieszkania i nie przeszkadza im to, że będę pracowało tylko w weekendy. Gdy uświadomiłam sobie, że moje przemyślenia zajęły więcej czasu, niż miałam nadzieję zerwałam  się z łóżka i popędziłem w stronę szafy, z której omało nie wywaliłam wszystkiego w pośpiechu, który zdecydowanie mi nie służy. W końcu wyciągnęłam niebieskie rurki marmurki, czarny kardigan, białą bokserkę i parę niezbędnych dodatków, bez których nie czułabym się sobą. Stojąc na zimnych posadzkach w obszernej wielkości łazience i przyglądając się mojego odbiciu w lustrze ustawionym naprzeciwko stwierdziłam, że już dawno nie wyglądałam tak dobrze. Może to za sprawą dość dużej ilości makijażu, a może po prostu mimo kiepskiej nocy, będę miała dobry dzień. 
Duży zegar w łazience przysparzał mi dużą ilość stresu pewnie dlatego, że zdawało mi się, jakby chciał mi przekazać, że jestem beznadziejna i już pierwszego dnia się spóźnię i nie będę miała nawet cienia szansy na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia, jeżeli oczywiście na wstępie nie zostanę zwolniona, co w moim przypadku jest bardzo prawdopodobne. Zbiegłam po schodach tak szybko,jak nawet nie wiedziałam, że potrafię. Wpadając do kuchni miałam nadzieję spotkać Melanie, która również zdeklarowała się znaleźć miejsce, gdzie mogłaby dorobić i dorzucić się do rachunków. Skanuje wzrokiem kuchnie i stwierdzam, że Mel nie zaszczyci mnie swoją obecnością. Nawet nie czuję się rozczarowana, bo ostatnio jest tak cały czas, ale gdy zobaczyłam małą karteczkę przyczepioną do lodówki odzyskuje nadzieję na odnowienie przyjaźni między mną, a blondynką.

„Dan, 
Znalazłam pracę, co pewnie cię ucieszy, ale na nocną zmianę, więc obawiam się, że rano w weekendy nie będziemy się widywać.
Buziaki, 
Melanie" 

Po raz kolejny miałam wrażenie, że Mel nie mówi mi wszystkiego. A to „wszystko" było bardzo ważne. Prawdą było, że blondynka nie była już taka sama, jak na początku naszego przyjazdu do Londynu. Eleonor, dziewczyna Lou, twierdziła, że na 100% są to problemy miłosne, tyle, że ja nie widziałam żadnego zainteresowania obok niej, z wyjątkiem Liama, ale jeśli to on był jej wybrankiem, to problemy nie wchodziły w grę, bo brunet był w niej bardzo zakochany. Z kolei Perrie mówiła, że Melanie ma pewnie problemy ze sobą, ale nie zrobiło to na mnie specjalnego wrażenia, bo było powszechnie wiadomo, że blondynki za sobą nie przepadały. Clarie, dziewczyna, z którą siedzi Melanie na większości lekcji podczas ostatniej przerwy na lunch opowiadała mi o problemach z rodzicami i klimatyzacją w nowych miejscach. Ewidętnie uważała, że cały problem to jedna z tych opcji. Ja jednak byłam w pełni świadoma, że Clarie to typ kujonki i mogła mi dać tylko porady wyjęte z książek, których ja do cholery nie potrzebowałam! Wychodząc z domu zastanawiałam się, czy powinnam poradzić  się rodziców Mel, ale doskonale  ich znając wiedziałam, że wpadli by w panikę i najpewniej przyjechali po swoją małą córeczkę, co raczej nie poprawiłoby moich stosunków z ich dzieckiem. Westchnęłam, gdy czekałam na czerwonym świetle i na siłe wpychałam zaczerwienione od zimna ręce w nie duże kieszenie białego płaszczyka, który nabyłam na zakupach tydzień temu z Perrie. Nagle z mojej torebki wydobyły się pierwsze dźwięki „Runway" Eda Shreena, przez co, aż podskoczyłam w miejscu, a ludzie posłyłali mi zabójcze spojrzenia. Myślałam, że mieszkańcy Londynu byli milsi. 

„- Tak? - Spytałam, gdy uporałam się z odblokowaniem iPhone. 
- Hej. - W słuchawce rozbrzmiał znajomy zachrypnięty głos, który tak bardzo uwielbiałam.
- Cześć. - Odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko, choć wiedziałam, że brunet nie będzie w stanie tego zauważyć. 
- Odwróć się. - A może jednak?"


Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej widząc znajomego chłopaka stojącego po drugiej stronie ulicy. Odrazu do niego pobiegłam, nie zważając na zakaz przechodzenia na czerwonym świetle, na krzyki ludzi, ani nic innego. Wpadając mu w ramiona, zdziwiłam się, jak bardzo  można się za kimś stęsknić w tak krótkim czasie! Przecież widziałam go wczoraj wieczorem. I mimo, że nigdy mu tego nie powiedziałam, to chyba go kochałam. 
-  Wiesz, mam dziwne wrażenie, że odcinasz mi dopływ powietrza. - Zaśmiał się lekko, a ja speszona odsunęłam się, ale nie na tyle, by nie mieć go w zasięgu rąk. 
- Coś się stało? - Spytał lekko zaniepokojony. 
- Nie. - Odpowiedziałam szybko, za szybko, by nie zorientował się, że nic nie jest dobrze. Znając mnie jednak dość dobrze, widocznie postanowił odpuścić, za co byłam mu na prawdę wdzięczna. 
- Więc co ty tu robisz? Z tego co wiem, gdy nie musisz, nie wstajesz z łóżka przed 12! - Zażartował, a ja zpiorunowałam go wzrokiem, ale później się roześmiałam. Cóż, miał rację. 
- Idę do pracy. Nie mówiłam ci? - Spytałam. Gdy Harry pokręcił głową zorientowałam się, że w całym natłoku rachunków za dom, jedzenie i inne rzeczy oraz w sprawie z Mel zapomniała powiedzieć Stylesowi o pracy. 
- Przepraszam. - Odezwałam się po chwili. - Na prawdę myślałam, że ci mówiłam... - Powiedziałam, a on tylko pokiwał głową. 
- Coś się stało? Nie mówiłaś, że masz problemy.
- Bo nie mam. - Zapewniłam go, kręcąc głową. - Ale od wyjazdu Julie rodzice olali mnie i widocznie myślą, że 17 latka powinna już zarobić, bo nie wysyłają mi rzadnych pieniędzy... Tak, więc jestem zdana na siebie. - Zaśmiał się cicho, po czym spojrzałam na zegarek - 9.00, myślałam, że jest później. 
Chłopak zamyślił się, a ja postanowiłam przerwać ciszę. 
- A ty? Co robisz? - Spytałam, a on wzruszył ramionami. 
- Idę poćwiczyć. - Oznajmił, a mojego usta ułożyły się w literkę „O".
- Ale mam jeszcze czas. - Dodał. - Więc.. Może chcesz, żebym cię odprowadził? - Zapytał, a ja uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go, a gdy chciałam się odsunąć on przycisnął moje ciało mocniej do swojego i pogłębił pocałunek. Byłabym strasznym kłamcą, gdybym powiedziała, że to mi się nie podobało, więc tak, byłam cholernie zadowolona. 
- Chodź. - Powiedziałam odrywając się ode mnie i łapiąc moją zmarźniętą rękę w swoją.
- Ale masz ciepłe ręce! - Ucieszyłam się i złapałam jego rękę drugą. 
- A ty za to masz zimne, jak lód. - Zaśmiał się. - Ale nie przejmuj się, podobno ci co mają zimne ręce są dobrzy w łóżku. - Dodał żartobliwie, a ja walnęłam go w ramie. 
- Przestań Harry! - Poprosiłam, a on uśmiechnął się. 
- Wiesz, kiedyś możemy spróbować. - Powiedział śmiało i zdawał się nie zauważać mojego zakłopotania, choć ja byłam w 100% pewna, że w duchu się ze mnie śmieje. 
- Tak. - Powiedziałam cicho, a na jego usta wpełznął mały uśmieszek. 
Powiedziałam mu dokładnie, gdzie pracuję, a po 10 minutach byliśmy pod niewielką galerią handlową, w której znajdowała się włoska restauracja, gdzie miałam pracować. 
- To tutaj. - Powiedziałam, wskazując na budowlę.
- Tak, to tutaj. - Odpowiedział, cały czas wpatrując się w moje zielono-niebieskie oczy, po czym namiętnie mnie pocałował, co przyjęłam z dużym zadowoleniem. 
- O której kończysz? - Spytał. 
- 14. - Odpowiedziałam, a on poinformował mnie, że przyjdzie po mnie, co spowodowało w moim ciele wybuch kolejnej fali ciepła. 
- Okey. - Odpowiedziałam.
- Okey. - Powiedział i jeszcze raz mnie pocałował, po czym odszedł, a ja weszłam na pierwsze piętro galerii w poszukiwaniu restauracji. Gdy zobaczyłam duży napis „Italiano", stwierdziłam, że na prawdę powinni wymyśleć lepszą nazwę, w końcu włoski słownik był dosyć obszerny, prawda? 
Wchodząc do pomieszczenia zwróciłam uwagę na kolorystykę. Wszystko było białe, przez co czułam się trochę, jak w szpitalu, ale zielone dodatki ratowały sytuacje. Nie było źle, mogło być gorzej.
- Diana? - Uśmiechnęła się czarnowłosa dziewczyna siedząca za ladą. 
- Tak, to ja. - Odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech. 
- Jestem Lottie. - Powiedziała wstając. Gdy do mnie podeszła stwierdziłam, że ma z może 175 cm wzrostu, co znaczy, że była tylko 2 cm niższa ode mnie. Ponad to imię Lottie bardzo pasowało do jej ciemnego warkocza, brązowych oczów oraz przemiłego uśmiechu, którym od początku mnie obdarzała. 
- Tam jest gabinet szefa. - Wskazała duże drzwi na końcu korytarza dla pracowników. 
- Powodzenia, raczej cię nie zje, ale uważaj. - Zaśmiała się i podeszła do jednego ze stolików, gdzie właśnie usiadła mama z małym synkiem. 
Zagryzłam dolną wargę i zrobiłam parę kroków ( 15, dlaczego je liczę? ) i zapukałam do nich.
- Proszę. - Usłyszałam dość groby głos z drugiej strony drzwi, więc pewnie je otworzyłam, nie chcąc okazać, że się denerwowałam.
- Ty jesteś Diana, nie? - Spytał. Teraz mogłam stwierdzić, że nie miał on więcej, niż 25 lat i był dość przystojny. 
Rozmowa była dość miła i od razu poczułam się lepiej, choć fakt, że mój szef cały czas patrzył się na mój dekolt wcale mi nie pomagał. Mimo wszystko wiedziałam, że Caleb był mężczyzną, a założenie bokserki może nie było najlepszym pomysłem, więc wcale się tym nie przejęłam. Dobra, przejęłam, ale dopiero wtedy, gdy przy wychodzeniu z gabinetu dotknął mojej pupy. Lecz gdy na niego spojrzałam, wcale nie okazywał zakłopotania, więc może po prostu nie zauważył, nie poczuł? Stwierdziłam, że dramatyzuje. Reszta zmiany upłynęła mi na prawdę dobrze. Fakt, że szybko się uczę, a klienci byli tak mili na pewno mi pomógł. Poza tym Lottie okazała się być wspaniałą koleżanką, więc byłam przekonana, że rudowłosa będzie wspaniałą przyjaciółką. Ponad to Lott nie wykazywała specjalnej bojaźni, jeśli chodzi o szefa. Mówiła tylko, że potrafi być bezpośredni, ale nie powinnam dię tym przejmować. Tak więc zrobiłam. 
Około godziny 14 udałam się do szatni, by zdjąć z siebie fartuszek. Akurat gdy zdejmowałam bluzkę drzwi do szatni się otworzyły, ale ja, jako, że jest to szatnia wogóle się tym nie przejęłam. Idiotka, idiotka, idiotka. Chwilę później poczułam, jak moje plecy zderzają się z szafkami, co wywołało przeszywający ból w kręgosłupie. 
- Jesteś bardzo seksowna. - Usłyszałam głos, tuż nad moim uchem i dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć w oczy mojemu oprawcy. Caleb Rivers, mój szef, właśnie przygniatał mnie swoim ciałem, które chyba składało się z samych mięśni do szafek, w naszym miejscu pracy. Zajebiście, kurwa, zajebiście. 
- Zostaw mnie. - Powiedziałam stanowczo, ale na nim nie zrobiło to większego wrażenia i zaczął całować mnie po szyji, a ja nawet nie miałam jak krzyczeć. Potem wszystko działo się za szybko, bym mogła jak kolwiek zareagować. Krzyk Lottie. Bieg. I Harry czekający przed galerią. 


***

Dobra, nie wiem, czy rozdział jest wystarczająco długi, 
Ale kurde! Pisałam go na telefonie, a
wszyscy wiedzą, że tego nie nawidzę 😐

Do następnego! 

Kocham mocno, 
Mary. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz